Nie milkną echa głośnej konferencji prasowej sprzed tygodnia zorganizowanej przez grupę niezadowolonych pracowników naukowych Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Legnicy. Wykładowcy informowali dziennikarzy, że są szykanowani przez władze uczelni. M.in. za to, że przed rokiem nie poparli prof. Ryszarda Pisarskiego w wyborach na rektora PWSZ, dziś mogą stracić pracę. Kierownictwo legnickiej szkoły odpiera wszelkie zarzuty, twierdząc, że są one bezpodstawne, a spowodowane antypatią do władz PWSZ.
Przypomnijmy. W ubiegły wtorek grupa wykładowców z wydziału politologii legnickiej uczelni zwołała konferencję prasową. Na spotkaniu poinformowali dziennikarzy o przygotowanej liście pracowników tego wydziału, wobec których władze uczelni przymierzają się do zmiany umowy świadczenia pracy. Dotyczy to grupy siedemnastu naukowców. Niektórzy z nich uważają, że planowane zmiany w umowach lub rozwiązanie przez uczelnię stosunku pracy nie są podyktowane względami merytorycznymi, ale jest to kara za to, że w wyborach na rektora popierali kontrkandydata prof. dr hab. Ryszarda Pisarskiego. Jeden z "opozycjonistów" wobec uczelnianych władz, prof. Jerzy Juchnowski nie rozumie, dlaczego szkoła z takim potencjałem studentów i świetnym zapleczem dydaktycznym, chce pozbyć się doświadczonych wykładowców, w miejsce których pojawiają się młodzi, niedoświadczeni naukowcy, co przyczynia się do obniżenia poziomu nauczania.
Niesforni wykładowcy informowali dziennikarzy też o złej atmosferze panującej na uczelni. Czarę goryczy przelał pewien incydent użycia przemocy wobec jednej z pracownic.
- Prodziekan wydziału zażądał ode mnie oddania jednego z dokumentów. Gdy odmówiłam, rzucił się na mnie i wykręcając ręce, próbował mi go wyrwać - opowiadała przed tygodniem Dorota Struska, członek Rady Wydziału Politologii.
Dziś władze uczelni przeszły do kontrofensywy. Na konferencji prasowej odpierali wszelkie zarzuty.
- Po pierwsze, żadna z siedemnastu osób nie ma być zwolniona z pracy, ograniczone mają być jedynie wymiary ich etatów. A związane jest z to z ograniczeniem liczby godzin zajęć dydaktycznych na wydziale politologii, które są konsekwencją malejącego zainteresowania studiami na tym kierunku. W ostatnich latach liczba przyjętych na pierwszy rok studiów zmniejszyła się bowiem o połowę. Przygotowując się do nowego roku akademickiego, musimy więc zmniejszyć poziom etatów o 8,25. Z obecnych 41 zostanie 32,7 etatu dydaktycznego. Na innych mniej popularnych kierunkach, na przykład zarządzania, również nastąpi redukcja etatów - wyjaśniał dziś na konferencji prof. Ryszard K. Pisarski, rektor Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Legnicy.
Rektor podkreśla - zastanawiające jest, że grupa wykładowców, którzy tak protestują, to te same osoby, które kontestowały jego wybór na rektora PWSZ.
- Od czasu wyborów, to jest od maja ubiegłego roku, te osoby wystosowały czternaście protestów, skarg i listów otwartych m.in. do Ministerstwa Nauki Szkolnictwa Wyższego poddając pod wątpliwość legalność tych wyborów. Wszelkie próby dyskredytacji procedury wyborczej okazały się chybione, ponieważ wszelkie skargi zostały uznane przez ministerstwo i sąd za bezzasadne - przypomina rektor legnickiej uczelni.
Władze PWSZ ubolewają, że choć od wyborów minął rok, niektórzy pracownicy naukowi nadal jątrzą próbując publicznie dyskredytować uczelnię i bezpodstawnie oskarżać jej kierownictwo. Czy "niepokornych" dydaktyków czeka teraz jakaś zemsta ze strony władz uczelni za to, że odważyli się głośno powiedzieć o tym, co leży im na sercu?
- Nie ulega wątpliwości, że wypowiedzi niektórych pracowników godzą w dobre imię uczelni, z którą są związani. Zapewniam, że nie będziemy stosować wobec tych naukowców sankcji czy kar, bo nie o to chodzi. Rozważamy ewentualność wystąpienia na drogę sądową, ale wolałbym uniknąć takiej sytuacji. Musimy przedyskutować tę sprawę w gronie prawników i dopiero po gruntownej analizie wszystkich okoliczności, na spokojnie zastanowimy się, czy składać pozew do sądu - oświadczył rektor PWSZ, prof. Ryszard Pisarski.
Co do incydentu użycia siły fizycznej wobec dr Doroty Struskiej, rektor Pisarski oświadczył, że o takiej sytuacji dowiedział się po fakcie.
- Rzeczywiście wpłynęła do mnie skarga osoby poszkodowanej w tej sprawie, ale wbrew temu co pisały niektóre media - do pisma nie był dołączony dokument z przeprowadzonej obdukcji lekarskiej - podkreślił na koniec rektor.