Los cierpiącego czworonoga był jednak tragiczny. Kilka dni temu, około godz. 13. Marcin Żmuda wracając do domu zauważył z tyłu bloku przy ul. Heweliusza 5 leżącego na trawie psa. Z relacji naszego czytelnika wynikało, że zwierzę wyglądało na sparaliżowane, nie mogło się w ogóle ruszać. Na grzbiecie psa wyraźnie widać było ranę. Prawdopodobnie został potrącony przez samochód.
- Powiadomiłem więc dyżurnego Straży Miejskiej opisując dokładnie całą sytuację. Sugerowałem wysłanie weterynarza, podejrzewając paraliż psa. Funkcjonariusz odrzekł, iż na miejscu wcześniej był już patrol, a strażnicy ocenili, iż pies nie wymaga pomocy weterynaryjnej - relacjonuje w liście elektronicznym Marcin Żmuda.
Mieszkańcy bloku przy ul. Heweliusza przejęli się losem psa. Przynosili mu wodę i jedzenie. Około 18.30 nasz czytelnik ponownie zadzwonił na Straż Miejską.
- Początkowo dyżurny nie chciał podjąć ponownej interwencji, tłumacząc, że z psem jest wszystko w porządku. Po długich nagabywaniach z mojej strony, zgodził się ponownie wysłać patrol. Funkcjonariusz z drugiego patrolu wezwał weterynarza, tłumacząc, że pies wygląda na sparaliżowanego - czytamy dalej w elektronicznym liście legniczanina.
Niestety los cierpiącego psa był tragiczny. Jego stan był na tyle poważny, że weterynarz zdecydował o uśpieniu zwierzęcia. Nasz czytelnik jest oburzony postawą strażników miejskich, którzy interweniowali za pierwszym razem.
- Kiedy przedstawiłem całą sytuację strażnikowi z drugiego patrolu, nie mógł uwierzyć, że ktokolwiek mógł ocenić stan tego psa na dobry. Nie krył irytacji i zaskoczenia. Trudno uwierzyć mi w to, że strażnik miejski z pierwszego patrolu ocenił stan psa na dobry. Od razu zaznaczam, że tę informację otrzymałem od dyżurnego. Funkcjonariusz tłumaczył również, że nic się nie da zrobić, a weterynarza, nie można wysyłać: "Ot tak, bo to kosztuje i kto za to zapłaci?" - czytamy dalej.
Uważając zachowanie funkcjonariuszy z pierwszego patrolu za skandaliczne, pan Marcin wysłał oficjalną skargę do komendanta Straży Miejskiej. "Nie jest do pomyślenia sytuacja, że w XXI wieku, pies, w agonii, umiera pomiędzy blokowiskami, a służby tłumaczą, że są gorsze tragedie", oburza się Marcin Żmuda.
Gdy rozmawialiśmy z komendantem Andrzejem Srzedzińskim, nie otrzymał jeszcze tej skargi, ale całą sprawę już znał.
- Funkcjonariusze zachowali się prawidłowo w ramach swoich obowiązków i kompetencji. Skarżący się na zachowanie strażników mieszkaniec Legnicy nie powinien mieć do nich pretensji. Należy się tylko cieszyć, że widząc takie sytuacje, jak ta z chorym psem, obywatele są czujni i reagują, nie pozostając obojętnymi - komentuje komendant legnickiej Straży Miejskiej, Andrzej Srzedziński.