Beczki z silnie żrącymi odpadami zostały dziś usunięte. Zadziwiające jest, że niebezpieczne substancje wywieziono dopiero po zainteresowaniu się tematem przez media.
Tak naprawdę nikt nie wie, kiedy niebezpieczne składowisko pojawiło się na nieczynnej portierni byłej mleczarni. Nie wykluczone, że beczki zalegały tam od dłuższego już czasu. Jeśli tak było, można mówić o wielkim skandalu!
Na ślad niebezpiecznych substancji przypadkowo trafili legniccy strażacy, którzy pod koniec lipca gasili pożar poddasza jednego z opustoszałych magazynów dawnej mleczarni przy ul. Kartuskiej. Jak zawsze w przypadku płonącego obiektu, sprawdzane są sąsiednie budynki i pomieszczenia. Tak było i tym razem. Po zakończeniu akcji gaśniczej przy ul. Kartuskiej strażacy zaczęli sprawdzać pozostałe nieczynne magazyny i portiernię. Na tajemnicze beczki trafiono właśnie na stróżówce. Znaleziono tego sporo.
- W sumie było ich piętnaście. Z oznaczenia każdej z nich wynikało, że znajdują się w nich kwasy, siarkowy i mrówkowy - relacjonuje asp. sztab. Leszek Gławęda, rzecznik prasowy komendanta miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Legnicy.
O znalezisku strażacy poinformowali policję, straż miejską i wydział zarządzania kryzysowego. Od 27 lipca, tj. od dnia znalezienia niebezpiecznych substancji, aż do dziś, beczki z żrącym kwasem, jak gdyby nigdy nic, pozostawały bez odpowiedniego zabezpieczenia i nadzoru. Tylko przez pierwsze dni po pożarze, znalezisko pilnowała policja i straż miejska. Trujące chemikalia usunięto dopiero dziś i to po zainteresowaniu się tematem przez Polskie Radio Wrocław. Dlaczego beczek z niebezpiecznymi substancjami nie wywieziono od razu. Powód jest banalny, ale jakże zadziwiający. Tyle czasu bowiem ustalano właściciela terenu dawnej mleczarni!
Nikt nie wie, od jakiego czasu beczki z niebezpiecznymi chemikaliami znajdowały się na terenie dawnych zakładów przy Kartuskiej. Bardzo prawdopodobne, że kwasy były wykorzystywane w mleczarni w procesie produkcyjnym. Zakład padł dwanaście lat temu. Czy jest możliwe, by przez tyle lat w centrum miasta bez żadnej interwencji zalegały beczki z trującymi chemikaliami? Nieprawdopodobne. A jeśli to prawda?
- Byłyby to wielki skandal - uważa Leszek Gławęda. - Pamiętajmy, że są to silnie żrące kwasy. Same opary są bardzo niebezpieczne dla ludzkiego zdrowia.
Strach pomyśleć, co mogło się stać, gdyby beczki dostały się w niepowołane ręce i zostały wykorzystane w jakimś celu. Na szczęście dziś piętnaście beczek z ponad 800 kilogramami trujących substancji zostały wywiezione do utylizacji na koszt właściciela terenu po byłej mleczarni.