Wszyscy sobie zadają pytania: jak to możliwe, dlaczego, kto zawinił? Stadnina koni w Jaroszówce pod Chojnowem to jeden ze znanych w kraju ośrodków jeździeckich. Stadnina słynie z hodowli koni wyścigowych pełnej krwi angielskiej. Ale nie tylko samą hodowlą stadnina żyje. Organizowane są tam lekcje i kursy jazdy konnej dla osób początkujących i zaawansowanych. Stadnina dysponuje krytą ujeżdżalnią, ma fachową kadrę instruktorów.
Błogi spokój stadniny zakłóciły tragiczne wydarzenia z początku sierpnia br. 20-letnia studentka była doświadczonym jeźdźcem. W siodle spędziła blisko osiem lat. Feralnego dnia jeździła na czworoboku (miejsce do ujeżdżania - przyp.red.). Świadkowie opowiadali, że nagle koń jakby się czegoś wystraszył, spłoszył. Zaczął galopować. Przeskoczył ogrodzenie i jak nagle ruszył z kopyta. I nagle stanął jak wryty. Dziewczyna siłą rozpędu wypadła z siodła. Uderzyła głową w mur. Obrażenia wewnątrz czaszkowe były tak rozległe, że 20-letnia studentka zmarła. O tej tragedii w stadninie nie chciano mówić zbyt wiele i nikt dziś nie chce wracać do tych bolesnych wspomnień. Wiceprezes stadniny w Jaroszówce, Roman Krzyżanowski rozmawiał z nami przez telefon, ale nie chciał byśmy go cytowali. Osobiście strasznie to przeżył. W tym pechowym dniu był o kilkaset kilometrów od miejsca tragedii. Dziś nie chce o tym zbyt wiele mówić, bo tak traumatyczne przeżycia zostają na długo. Sprawę śmiertelnego wypadku w stadninie w Jaroszówce badała prokuratura. Przesłuchano świadków i 28 sierpnia prokurator zatwierdził postanowienie o odmowie wszczęcia postępowania z uwagi na brak znamion przestępstwa uznając wypadek za nieumyślny i nieszczęśliwy.
Oddaliła się z treningu
Tyle prokuratura. Pozostają jednak pytania. Dlaczego doświadczona stażem w siodle, młoda dziewczyna ginie. Co mogło się stać? Czy zawinił koń, który czegoś się wystraszył, a studentka nie mogła lub nie potrafiła go powstrzymać? Czy dziewczyna zachowała się irracjonalnie? Trudno dziś odpowiedzieć na te pytania. Jest jednak i trzecia teoria. Nasz informator twierdzi, że w całej sytuacji ostrożności nie zachowała jedna z trenerek, która oddaliła się z miejsca treningu, choć nie powinna była tego robić. Ponadto przydzieliła dziewczynie nieodpowiedniego konia, który znany był z wybuchowego temperamentu, jest nieokrzesany i narowisty, czyli trudny do okiełznania i prowadzenia. Inni jeźdźcy bali się go dosiadać.
Ryszard Biliński, zastępca dyrektora Wrocławskiego Toru Wyścigów Konnych „Partynice” uważa, że przy tak doświadczonym jeźdźcu, jakim była młoda studentka, obecność trenerki nie była konieczna.
- To smutne, że doszło do tak wielkiej tragedii. Stadnina w Jaroszówce w całym kraju słynie z tradycji hodowli koni pełnej krwi. Przykre, że w tak zasłużonej placówce dochodzi do takiego dramatu. Wypadki w jeździectwie konnym zdarzają się bardzo rzadko, ale się zdarzają. I trudno wskazać winowajcę. Wiele czynników może wpływać na takie zdarzenie - nagłe nieprzewidywalne zachowanie konia czy samego jeźdźca. Naprawdę trzeba być ostrożnym w ferowaniu pochopnych wyroków – mówi dyrektor Ryszard Biliński.
Janusz Bobik to srebrny medalista z olimpiady w Moskwie w 1980r. Dziś jest znanym w kraju hodowcą koni sportowych i prowadzi też gospodarstwo agroturystyczne w Nowielicach niedaleko Mrzeżyna w zachodniopomorskim.
- Jak w każdej dyscyplinie sportowej, w której można nabawić się kontuzji, tak i w jeździectwie czy konkursie skoków, zdarzają się nieszczęśliwe wypadki z winy konia lub jeźdźca. Każdy wypadek jest indywidualny i każdy trzeba osądzać osobno. Trzeba mieć mocne dowody i w stu procentach być pewnym, że do wypadku doszło z winy konia lub jeźdźca. A od ustalenia okoliczności wypadków śmiertelnych są odpowiednie organy państwa – tłumaczy Janusz Bobik.
Po tragicznej śmierci studentki życie w stadninie w Jaroszówce powoli wraca do normy. Wszyscy pamiętają co się stało, ale nikt nie chce już do tego wracać, bo po co rozdrapywać świeże, jeszcze nie zagojone rany. W całej sprawie, pewne jest tylko jedno - życia młodej studentki już nikt nie wróci.