Wszystko przez akcję oczyszczania i pogłębiania dna Koziego Stawu, jednego z najbardziej urokliwych miejsc w legnickim parku. Dziś staw daleko odbiega od letniego wizerunku z tryskającymi fontannami, pływającym ptactwem i morzem spacerowiczów. A wszystko przez akcję oczyszczania dna z wszelkiej maści śmieci, jakie nagromadziły się w sezonie. A było tego wiele - butelki, puszki po piwie, niekulturalni obywatele miasta wrzucali do wody różne odpadki. Przy okazji oczyszczania, dno jest pogłębiane. Dziś na Kozim Stawie uwijają się pracownicy w ciężkich kaloszach z łopatami zgarniający tony błota. Z drugiej strony teren pogłębia i wyrównuje koparka.
I wszystko byłoby ok, gdyby nie to, że kilkanaście metrów dalej pływają dzikie kaczki i łabędzie! Pływają - za mocno powiedziane. Właściwie wody na Kozim Stawie jak na lekarstwo. Kałuża - to chyba bardziej odpowiednie stwierdzenie. A przecież miejsca w kałuży nie wystarczy dla wszystkich fruwających mieszkańców stawu. Więc co niektóre ptaki zmuszone są paćkać się w błocie. Widok ubabranego błotem łabędzia można sobie wyobrazić. Smutne to i przykre. Przechodnie, których spotkaliśmy dziś nad Kozim Stawem byli zbulwersowani. Każdy współczuł tym "braciom mniejszym".
- Dla mnie to skandal. Jak można prowadzić takie prace w ogóle nie dbając o te ptaki. Przecież można je było jakoś stąd wynieś, przenieś w inne miejsce. A do tego jeszcze ten hałasujący spychacz. Jak można tak traktować ptaki, które przecież od lat tutaj mieszkają, tutaj się zagnieździły. Dla mnie to jakieś niedopatrzenie, delikatnie mówiąc skandal - zwraca uwagę pani Weronika.
Dlaczego przed rozpoczęciem "wykopków" na Kozim Stawie nikt nie pomyślał o jego mieszkańcach. Dlaczego całego ptactwa stamtąd nie "eksmitowano"? Dlaczego dzikie kaczki i łabędzie muszą żyć w takich warunkach? Na te pytania spróbujemy odpowiedzieć w rozmowie z wiceprezydent Legnicy, Jadwigą Zienkiewicz, której dziś w urzędzie nie zastaliśmy. Do sprawy wrócimy w poniedziałek.