Tak twierdzi prof. Jerzy Bednarczyk, zastępca dyrektora wrocławskiego Instytutu Górnictwa Odkrywkowego POLTEGOR. Samorządowcy gmin powiatów lubińskiego i legnickiego są jednak innego zdania i dlatego od kilku miesięcy protestują.
Temat odkrywkowej kopalni węgla brunatnego w części Zagłębia Miedziowego odżył po ostatnim spotkaniu burmistrzów i wójtów naszego regionu w resorcie gospodarki. Z wiceminister gospodarki, Joanną Strzelec - Łobodzińską rozmawiali przedstawiciele starostwa powiatowego w Legnicy i gmin: Prochowic, Rui, Kunic, Ścinawy, Miłkowic, gminy wiejskiej Lubin, a więc terenów, na którym zalegają największe w Polsce złoża tego surowca.
Przeciwko odkrywce są przede wszystkim ci, którzy żyją i mieszkają na złożach. Boją się wysiedleń, ci którzy nawet nie myślą o ewentualnej "przeprowadzce" nie chcą, by ktoś truł ich zdrowie. Ci, którzy postawili nowe domy, boją się ich utraty. Kopalni węgla metodą odkrywkową obawiają się nie tylko właściciele domów, ale także przyrodnicy. Jednym głosem mówią samorządowcy. Dlatego na spotkaniu z minister gospodarki, przedstawiciele gmin Zagłębia Miedziowego przedstawili swój własny punkt widzenia na ten problem.
- Zostaliśmy uspokojeni. Otrzymaliśmy deklarację, że w przygotowywanej strategii energetycznej kraju na najbliższe lata, nie będzie ujęty projekt budowy kopalni odkrywkowej węgla brunatnego na terenie Zagłębia Miedziowego. A przy podejmowaniu ewentualnych decyzji, pod uwagę będą brane opinie mieszkańców i samorządowców - mówi Janusz Łucki, rzecznik Urzędu Gminy w Lubinie.
Również burmistrz Prochowic, Halina Kołodziejska, wróciła ze stolicy z ulgą.
- Nie ma naszej zgody na kopalnię węgla brunatnego metodą odkrywkową. W przypadku jej funkcjonowania drastycznie zwiększy się emisja dwutlenku węgla, nie mówiąc już o degradacji i dewastacji dóbr naturalnego środowiska, jak lasów i jezior. Wiele miejscowości na zawsze zniknie z mapy naszego regionu - przypomina burmistrz Halina Kołodziejska.
Samorządowcy są poirytowani podejściem do całego tematu autora koncepcji kopalni odkrywkowej - wrocławskiego instytutu Poltegor.
- Według danych instytutu w związku z budową kopalni przesiedlonych będzie około tysiąc mieszkańców. A tylko na terenie samej gminy wiejskiej Lubin, wysiedlenia dotkną ponad trzech tysięcy gospodarstw domowych, z mapy znikną kościoły, budynki, sklepy - uprzedza Janusz Łucki.
Burmistrz Prochowic dodaje, że Poltegor specjalnie zaniża dane o wysiedleniach, by ułatwić rządowi podjęcie decyzji. Samorządowcy ubolewają również, że nikt z instytutu górnictwa z nimi wcale nie rozmawia.
Prof. Jerzy Bednarczyk zaprzecza wszystkiemu, co mówią dziś samorządowcy.
- Najbardziej krzyczą ci, którzy myślą, że będą mieli u siebie kopalnię odkrywkową węgla brunatnego, a nie znają całej prawdy. Robią niepotrzebny szum medialny wokół tego tematu. Jeśli kopalnia odkrywkowa węgla brunatnego miałaby powstać, to będzie tylko na terenie gminy Miłkowice, bo tam znajduje się 90 procent złóż surowca. Takie gadanie, że działalność kopalni dotknie mieszkańców Prochowic, Rui czy Lubina jest sianiem paniki - uważa prof. Jerzy Bednarczyk.
Zapytaliśmy profesora, co w takim razie z przyrodą, co z jeziorem Kunickim.
- Nie ma żadnych obaw, że jezioro Kunickie wyschnie, przestanie istnieć, jak to niektórzy myślą. Powtarzam, kopalnia obejmie tylko i wyłącznie gminę Miłkowice i żadne pozostałe gminy nie będą zagrożone. Nasze analizy na temat złóż są rzetelne i kompletne. Jeśli ktoś mówi o destrukcyjnym działaniu kopalni na okoliczne gminy, jest w błędzie - dopowiada prof. Bednarczyk.
Jeśli kopalnia miałaby ruszyć, zdaniem wrocławskiego Poltegoru, mogłoby to się stać za dziesięć lat, a złoża eksploatowane byłyby przez kolejne 30, 40 lat.