Tort suto nadziewany euro
Najważniejsze ugrupowania polityczne w polskim parlamencie szykują się na podbój Parlamentu Europejskiego. Wielu z obecnych posłów różnych frakcji zasiadających w gmachu na Wiejskiej, dziś ostrzy sobie wielkie apetyty na europejską wyprawę po władzę, która daje prestiż i pieniądze, i to całkiem spore. Polski poseł może tylko pozazdrościć wysokości diety i uposażenia, jakie otrzymuje jego odpowiednik w Europarlamencie. Dzienna dieta eurodeputowanego to dziś 287 euro. Jeśli przyjąć, że - jak wynika ze statystyk - europarlamentarzysta obraduje średnio 16 razy w miesiącu, dostaje w sumie ponad 4,5 tys. euro miesięcznie. Ale to dopiero namiastka wielkich pieniędzy. Do tego musimy doliczyć ponad 9 tys. zł diety z kancelarii polskiego Sejmu. To jedyny dochód, który europoseł musi wykazać i opodatkować. Ale to nie wszystko. Oprócz diety i ryczałtów za służbowe podróże, europoseł dostaje jeszcze 17 tys. euro miesięcznie na zabezpieczenie pensji dla pracowników swoich poselskich biur za granicą i dodatkowe 4 tys. euro na utrzymanie takich biur w rodzimym kraju. Podliczmy: dieta, zwroty za dojazdy, koszty na biura i pracowników, wynagrodzenie z kancelarii Sejmu - razem daje nam bagatela, blisko 130 tys. zł miesięcznie. I jak tu nie połakomić się na taki kąsek?
Wojnarowski odpadł... przez Misiaka
Oprócz niektórych posłów z Wiejskiej i wielu obecnych eurodeputowanych, którzy będą ubiegać się o reelekcję, chrapkę na świat wielkiej polityki mają liderzy bądź czołowi i wpływowi politycy lokalnych partyjnych struktur. Poszczególne ugrupowania zwierają szyki i już powoli kończy się tasowanie nazwiskami kandydatów. Najwięcej emocji wzbudzała dolnośląska lista Platformy Obywatelskiej i to w odniesieniu do jednego z lubińskich kandydatów. Lokalni działacze PO widzieli na tej liście co najmniej dwa nazwiska z naszego regionu - obecnego wicemarszałka województwa dolnośląskiego, Piotra Borysa i radnego powiatowego, szefa lubińskiej PO, Marka Wojnarowskiego. Wojnarowski uchodzi w Lubinie za wpływowego polityka PO. W pierwszym rozdaniu kart, Wojnarowski znalazł się na liście kandydatów rekomendowany przez lubińskie struktury partii. Ale - jak doniosła poniedziałkowa Gazeta Wyborcza - nazwisko Wojnarowskiego zostało skreślone z listy, bo centrala dała jasno do zrozumienia, że lubinianin kandydować do PE nie powinien. A wszystko przez wyrzuconego z PO w niesławie senatora Tomasza Misiaka. Po tzw: "aferze Misiaka", ścisłe kierownictwo PO nie chce - przynajmniej na razie - by lokalni politycy, którzy na co dzień związani są z biznesem, angażowali się w dalszą działalność polityczną, w tym przypadku - w kandydowanie do PE.
Marek Wojnarowski prowadzi bowiem firmę zajmującą się skupowaniem długów od państwowych szpitali. Szef dolnośląskiej PO, Jacek Protasiewicz, obecny eurodeputowany wyznał, że "w PO toczy się żywiołowa dyskusja na temat tego, jak uregulować relacje pomiędzy działalnością polityczną i biznesową działaczy Platformy". PO woli więc dmuchać na zimne i stąd decyzja o skreśleniu Wojnarowskiego z listy. Czwarte miejsce na liście dolnośląskiej PO, po Wojnarowskim zajął wicemarszałek Piotr Borys. Poza nim i Protasiewiczem, który otwiera listę do Europarlamentu, regionalne struktury PO zgłosiły również m.in. posłankę Danutę Jazłowiecką z Opola, Jerzego Tutaja i Stanisława Huskowskiego.
Czy wicemarszałek Piotr Borys znajdzie uznanie swoich partyjnych przełożonych, dowiemy się w sobotę, 4 kwietnia po obradach Rady Krajowej Platformy Obywatelskiej.