Poza gestami przywitania, na więcej raczej nie liczmy. Jak np. wczoraj, gdy na spotkaniu koszykarek CCC z Wisłą Can - Pack Kraków walczących o brązowe medale, w Polkowicach zjawili się wicemarszałek Sejmu, Jerzy Szmajdziński z SLD i Piotr Borys z Platformy, też wicemarszałek, ale województwa dolnośląskiego. Lider lewicy - który nie kandyduje ale wspiera swoich ludzi w wyborach do PE - przybył do Polkowic wprost z Bogatyni, gdzie odbyła się dolnośląska inauguracja kampanii wyborczej SLD do Europarlamentu. Wicemarszałek Borys - kandydat do PE - z kolei przyjechał, by wręczać zawodniczkom medale. Szmajdziński, znany kibic sportowy, był dla rozrywki, Borys bardziej służbowo.
Panowie usiedli w jednym rzędzie i nawet siedzieli od siebie o dwa krzesełka, ale nie zamienili ze sobą zbyt wielu słów. Kibicując CCC, wicemarszałek Sejmu wolał towarzystwo prezesa Polskiego Związku Koszykówki, Romana Ludwiczuka. Borys natomiast najlepiej czuł się w roli oficjela wręczającego dyplomy i medale. Obserwując obu polityków zastanawialiśmy się później, czy brak między nimi dialogu był spowodowany emocjonującym meczem czy jednak duża różnica polityczna dzieląca obu dżentelmenów nie pozwoliła na luźną konwersację. Lewica z liberalną prawicą raczej nie kroczą tymi samymi drogami, więc i obaj marszałkowie - jak uważnie dostrzegliśmy - opuścili wczoraj polkowicką halę innymi drzwiami. Jak widać, w sytuacji gdy na jednej imprezie, w jednym rzędzie, obok siebie spotkają się politycy odmiennych frontów, najlepiej uskuteczniać słynne powiedzenie o mowie, która jest srebrem i milczeniu, które jest złotem.