Grzegorz Burandt jest wychowankiem Górnika Zabrze. Ze śląskiego klubu trafił do Victorii Jaworzno, – gdzie spędził dwa sezony – by później przez kolejne dwa lata bronić barw Podbeskidzia Bielsko-Biała. W I-ligowym klubie występował jednak tylko w roli zmiennika. Gdy zdecydował się na przejście do "Miedzianki", w bramce legniczan stanął Aleksander Dżuldinow i 23-letni golkiper znów musiał pogodzić się z funkcją rezerwowego. W sobotnim meczu przeciwko Zagłębiu Sosnowiec Grzegorz Burandt dostanie w końcu szansę, aby udowodnić, że to jemu należy się miejsce między słupkami legnickiej bramki.
-Każdy dostaje kiedyś szanse, a teraz przyszła moja kolej. Muszę zagrać tak, żeby zostać w bramce w następnych spotkaniach, bo chce się rozwijać. Nie ma czasu na kalkulacje, muszę wyjść na boisko i zagrać jak najlepiej. Wszystko w moich rękach i nogach – podsumował Grzegorz Burandt.
Zapytany o to, czy podoła ciążącej na nim presji, odparł:-Uważam, że jestem w stanie podejść do meczu spokojnie. Piłkarze powinni być profesjonalistami i umieć wykorzystywać swoje szanse, choćby miały się zdarzać tylko raz w sezonie.
Grzegorz Burandt zapisał się w pamięci legnickich kibiców m.in. za sprawą udanej interwencji przy rzucie karnym egzekwowanym przez piłkarzy Ślęzy Wrocław w jednym z meczów minionego sezonu. Sam zawodnik nie uważa się za specjalistę od "jedenastek", choć przyznaje, że kiedyś miał zdecydowanie więcej okazji do wyłapywania rzutów karnych.
-Przez trzy lata chodziłem do Szkoły Mistrzostwa Sportowego Pogoni Zabrze. Grałem tam jako bramkarz, z tą różnicą, że była to piłka ręczna. Moi trenerzy odciągali mnie od futbolu. Mnie bardziej kręciła jednak piłka nożna i uważam, że podjąłem słuszną decyzję – zakończył wychowanek zabrzańskiego Górnika.