Mieszcząca się przy ul. Senatorskiej spółka Ortex jeszcze przed kilkoma laty prosperowała bardzo dobrze. Powstała w 2004 roku, po podziale "Hanki", firma na początku swej działalności zatrudniała ok. 200 osób. Kłopoty pracowników legnickiej szwalni zaczęły się dwa lata później.
- Pieniądze zaczęto wypłacać nam w ratach. Czasem trafiały na bankowe konto, innym razem szefostwo przekazywało nam je bezpośrednio "na rękę". W przeciągu dwóch, trzech lat, liczba zatrudnionych pracowników drastycznie zmalała. Dostawaliśmy też coraz mniejsze wypłaty – tłumaczy pani Halina, szwaczka, która w Ortexie pracowała od początku istnienia spółki.
W lipcu ubr. pracownicy firmy po raz ostatni otrzymali należne wynagrodzenie. Od tego czasu, sumy przekazywane im przez szefostwo firmy wynosiły od 100 do 200 złotych.
- Niskie pensje, a w zasadzie ich brak, tłumaczono trudną sytuacją finansową firmy. Równocześnie prezes zarzekał się, że pozostała część wypłat trafi do nas w późniejszym terminie – wspomina pani Elżbieta, której – podobnie jak pozostałym pracownikom Ortexu – zwyczajnie brakowało środków do życia. - W lipcu pracowało tam już tylko 40 osób i liczba ta wciąż malała. Ludzie albo byli zwalniani, albo odchodzili sami, nie widząc szans na powrót dawnych, dobrych czasów – wyjaśnia były pracownik magazynowy legnickiej spółki.
Jedenaście miesięcy później, w czerwcu br., dziewięciu pracowników złożyło pozwy do Sądu Pracy i Sądu Gospodarczego. Wnioskowano o ogłoszenie upadłości firmy oraz wypłaty zaległych kwot.
- Sprawa trwa, jednak jej końca nie widać. Czekamy na wyrok, ale gdy miało dojść do jego uprawomocnienia, prezes odwlekał ten czas jak tylko było to możliwe, m.in. proponując, aby działania sądu przenieść do Łodzi – mówi pani Krystyna.
Lista wierzycieli legnickiej firmy liczy obecnie ok. 60 jej byłych pracowników. Na spłatę długów oczekują też banki i inne instytucje. 17 lipca br. prezes firmy wypłacił części podwładnym kwotę... 100 złotych. Była to ostatnia gotówka, którą otrzymali z rąk szefostwa Ortexu.
- Dochodzą do nas informacje, że z siedziby firmy przy ul. Senatorskiej stopniowo wywożone są np. maszyny szwalnicze. Zapewnienia o kontraktach, które zostaną podpisane w najbliższym czasie i rozwiążą finansowe kłopoty szwalni nikogo z nas dziś już nie przekonują – zapewniają, oczekujący na zaległe pieniądze, byli pracownicy. - Czy nadal mamy nadzieję na odzyskanie pieniędzy? Musimy wierzyć, nie mamy po prostu innej możliwości. Liczymy się z tym, że całej sumy nie odzyskamy, ale z nadzieją spoglądamy w przyszłość – mówi jeden z nich, pan Leszek.
Mimo naszych usilnych starań, prezes Ortexu – Jerzy Szczepaniak – nie chciał rozmawiać na temat finansowych problemów firmy.