Na nadmiar makulatury, która niemal każdego dnia zalewa klatki schodowe bloków na terenie osiedla Piekary mieszkańcy narzekają od dawna. Problem zaśmiecania terenów zarządzanych przez spółdzielnię wielokrotnie zgłaszali do niej także jej pracownicy.
- Jest tego tyle, że to już przesada. Chcemy po prostu zapobiec pojawianiu się kolejnych stert śmieci na klatkach schodowych naszych budynków. Reklam, które są na nich zostawiane mieszkańcy nie wykorzystują, walają się więc na schodach co denerwowało już właściwie wszystkich – mówi prezes spółdzielni, Marek Deryng.
Ulotki pozostawione przez pracowników marketów oraz innych firm usługowych można znaleźć praktycznie wszędzie. - Są w skrzynkach pocztowych, na skrzynkach, na ziemi, na schodach, pod drzwiami, wiszą na klamkach – wymienia pani Halina, mieszkanka Piekar "A". Władze spółdzielni postanowiły problem rozwiązać, idąc za przykładem Legnickiej Spółdzielni Mieszkaniowej, która zajęła się tym już w minionym roku.
- Od dłuższego czasu planowaliśmy się z tym uporać, przedsięwzięcie wiąże się jednak z kosztami. Od tygodnia na terenie osiedla montujemy specjalne koszyki. To do nich mają trafiać ulotki, które wcześniej zostawiano wewnątrz budynków. Niebawem przy każdym z nich pojawi się także informacja o ich przeznaczeniu – tłumaczy Marek Deryng.
Koszt zamontowania koszy na terenie Piekar to ok. 40 tys. zł. Władze spółdzielni chcą, aby do końca 1 kwartału roku 2010 takie udogodnienie znalazło się przy każdej z klatek budynków, a tych jest na obszarze trzech jednostek ponad 180.
- Przed rozpoczęciem działań próbowaliśmy dojść do porozumienia z poszczególnymi firmami. Nie było odzewu, więc podjęliśmy się samodzielnego wykonania tego planu – mówi prezes SM "Piekary". Co będzie, jeśli pracownicy roznoszący ulotki zlekceważą sugestię władz spółdzielni? -Trudno mówić tu o sankcjach, z pewnością będziemy jednak apelować o wykorzystywanie koszy zgodnie z ich przeznaczeniem. Gdy zalewa nas prawdziwa masa ulotek i gazetek reklamowych, możemy mówić o zaśmiecaniu zarządzanych przez nas terenów, uważam więc, że to kwestia kultury – dodaje Marek Deryng.