Koksowniki stanęły przy kilkunastu przystankach autobusowych MPK wczoraj i od razu wzbudziły zaskoczenie wśród ludzi starszych i frajdę wśród maluchów.
- Z początku myślałam, że to kosz na śmieci. Jak zobaczyłam, że ludzie zaczęli tam pochodzić i ogrzewać zmarznięte ręce, kapnęłam się o co chodzi. Mnie tam, te koksowniki to się źle kojarzą, głównie ze stanem wojennym i stojącymi wokół nich żołnierzami. Ale miło jest teraz się ogrzać czekając na przyjazd autobusu. Zawsze to cieplej na dworze, chociaż przez chwilę człowiek nie zmarznie – mówi zagadnięta na przystanku na placu Słowiańskim Renata Leszko z Legnicy.
Do ustawionego koksownika podchodzą kolejni przechodnie. Na dworze temperatura sięga poniżej 15 stopni Celsjusza. Dziś jest wyjątkowo zimno. Przy koksowniku na placu Słowiańskim ogrzewa się para legnickich studentów.
- Tak naprawdę nie wiem co to za wynalazek, ale super pomysł. Czegoś takiego jeszcze nie widziałem. Na dworze przeszywający ziąb, a tu czekając na autobus można się ogrzać. Szkoda, że nie na wszystkich przystankach jest tak ciepło – uśmiecha się legnicki student.
Faktycznie nie przy każdej zatoczce autobusowej MPK można się ogrzać. Koksowniki postawiono na przystankach przy głównych ulicach Legnicy. W sumie jest ich dwadzieścia.
- Przygotowało je Legnickie Przedsiębiorstwo Gospodarki Komunalnej, adaptując do tego celu stare, wycofane już z eksploatacji metalowe pojemniki na śmieci. Oczekujący na autobusy pasażerowie mogą się ogrzać między innymi na przystankach przy placu Słowiańskim, ul. Witelona, Libana, Parkowej czy Piłsudskiego – uzupełnia Arkadiusz Rodak, rzecznik prasowy prezydenta Legnicy.
Dla mieszkańców miasta pamiętających czasy minionej epoki, koksowniki do dziś są jednym z symboli mrocznego okresu stanu wojennego. Władza Ludowa ogrzewała nimi żołnierzy Ludowego Wojska Polskiego, którzy pilnowali porządku na ulicach. Po stanie wojennym koksowniki zniknęły z legnickich ulic, ale nie na długo. Ponownie pojawiły się w zimie na przełomie lat 1985/86 i 1986/87.