W minionym roku Nadleśnictwo Legnica było zmuszone do wycięcia ogromnej ilość drzew. Fakt ten spowodowany był lipcowym kataklizmem, który dotknął nasze miasto, a w szczególności okoliczne tereny zielone. - Zwykle wycinamy około 80 tysięcy kubików rocznie. W roku minionym było tego drewna ponad trzykrotnie więcej – mówi Jan Bacia z legnickiego nadleśnictwa.
Drewno trafiło do otwartego magazynu, gdzie czeka na nabywców. Koszt jednego kubika opału iglastego wynosi 85 złotych. - Więcej w przypadku drzew liściastych, a więc dębu czy akacji. Surowiec "kominkowy" kosztuje 110 złotych – dodaje nadleśniczy.
Zgromadzone na terenie nadleśnictwa drewno to spora pokusa dla złodziei. Ilość odnotowanych w minionym roku kradzieży jest znacznie wyższa, niż w poprzednich latach. W rankingu sporządzonym przez Regionalną Dyrekcję Lasów Państwowych, Nadleśnictwo Legnica zajmuje drugie miejsce pod względem ilości odnotowanych kradzieży. - Dotychczas plasowaliśmy się zwykle w środku listy liczącej 33 nadleśnictwa – komentuje legnicki nadleśniczy. Właśnie dlatego do sprawowania kontroli nad bezpieczeństwem zapasów surowca delegowano patrole z sąsiednich nadleśnictw. - Zajmuje się tym także miejscowa Straż Leśna i leśniczowie, ochrona mienia została zatem poważnie wzmożona – tłumaczy Jan Bacia.
Dotychczas, wskutek zwiększonej ilości leśnych patroli, niejednokrotnie udało się zatrzymać szabrowników na gorącym uczynku. Z reguły działają podobnie – nieduże ilości drewna lądują w busach czy nawet bagażnikach samochodów osobowych. Złodzieje znikają szybko, ich łupem pada zazwyczaj kilka metrów drewna. - Trudno uchwycić takie sytuacje, ale oczywiście zdarzały sie przypadki zatrzymania przez Straż Leśną czy leśniczego. Często jednak, ze względu na małą szkodliwość czynu, sądy umarzają takie postępowanie. Zwykle skradziony surowiec nie jest wart więcej, niż kilkaset złotych – tłumaczy Jan Bacia.