Jak pan traktuję tę nagrodę, czy ona dla pana jest?
Przede wszystkim jestem dumny, że otrzymałem tę nagrodę. Czym ta nagroda dla mnie jest? Myślę, że podziękowaniem za pracę, a chyba bardziej podkreśleniem tej mojej pracy i tego, że opłaca się pracować dla drugiego, że warto coś pożytecznego robić dla legniczan.
Laureat w towarzystwie przewodniczącego Rady Miejskiej, Roberta Kropiwnickiego (z lewej) i prezydenta Legnicy, Tadeusza Krzakowskiego. Fot. Wincenty Kołodziejski
Przy okazji tej nagrody wielokrotnie mówiłem, że tak naprawdę poczułem się spełnionym legniczaninem w 1997 roku po wizycie w naszym mieście Ojca Świętego. Zauważono gdzieś tam wcześniej, że potrafię coś zrobić, a gdy mówiono, że oprawa muzyczna w Legnicy była wtedy wspaniała, że z tego powodu Legnica powinna być dumna i ja to dziś odbieram jako dumny legniczanin, że mogłem zrobić coś dla tego miasta, przyczynić się do dobrych tradycji Legnicy, których jest tak wiele.
Co tak naprawdę do dziś utknęło panu w pamięci z pobytu Papieża – Polaka w Legnicy w czerwcu 1997r?
Takich wspomnień jest bardzo wiele. Ale przywołam jedno związane z prozą codziennego życia. Przez pół roku praktycznie nie było mnie w domu, ponieważ te przygotowania do wizyty papieża w Legnicy były ogromne. Potem sama wizyta Ojca Świętego, kiedy bałem się przekroczyć barierki ochronne i pamiętam, jak świętej pamięci profesor Sawa, którego prosiliśmy by grał na organach, złapał mnie za ramię i rzekł: „w imię ojca i syna, zaczynaj Ksiądzyna”. Natomiast sama wizyta Ojca Świętego była niesamowitym wydarzeniem, którego nie można opisać w dwóch, trzech zdaniach. Byłem dumny, że Ojciec Święty przyjeżdża właśnie do Legnicy. Niestety przez cały pontyfikat nie dane mi było odwiedzić naszego papieża w Watykanie. Po raz pierwszy w Rzymie byłem dopiero w tym roku.
Wracając do Rzymu. Dokonał pan nie lada wyczynu, bo jako pierwszy legniczanin zagrał pan na organach w bazylice św. Piotra. Co pan wtedy czuł?
Fot. Wincenty Kołodziejski
Niewielu osobom rzeczywiście się to zdarzyło, w czym duża zasługa księdza biskupa Stefana Cichego, który zaprosił mnie na diecezjalną pielgrzymkę wdzięczności, za co mu jestem ogromnie wdzięczny. Że mogłem tam być, że mogłem zasiąść przy instrumencie, przy którym – nie ukrywam – zatrzęsły mi się dłonie.
Kim dzisiaj jest Benedykt Ksiądzyna?
Kim jestem? Dzisiaj wiem, że naprawdę jestem legniczaninem.
Dziękuję za rozmowę