Zbudowali zabawną łódź, której głównym elementem była wielka krasula, i udając małżeństwo wieśniaków, zdobyli tytuł najsympatyczniejszej załogi międzynarodowych mistrzostw "Co ma pływać, nie utonie", które odbyły się na Mazurach
Było bardzo fajnie! Super się bawiliśmy! – Paweł Krzewicki w języku migowym pokazuje swojej żonie Patrycji, również głuchej to, co chce powiedzieć, a Patrycja pisze to na kartce.
Nagroda w hotelu
Patrycja i Paweł mimo, że nie słyszą, starają się żyć zupełnie normalnie. Mają własne mieszkanie, samodzielnie wychowują dwuletniego, zdrowego synka Karola i są bardzo szczęśliwi. Chociaż przygotowania do Mistrzostw w Pływaniu na Byle Czym odrobinkę to szczęście zaburzyły. – Trochę denerwowałam się na męża, że tyle czasu spędza przy robieniu łodzi – pisze nam na kartce Patrycja z szerokim uśmiechem na twarzy. Czyli nerwy wcale nie były aż tak duże. A że Paweł w nagrodę przywiózł weekendowy pobyt w jednym z augustowskich hoteli, Patrycja bardzo się cieszy. Niestety, nie mogła pojechać z nim na zawody, bo od niedawna pracuje w kasie w jednym z legnickich hipermarketów i nie dostałaby urlopu. – Ale nagrodę na pewno wykorzystamy i pojedziemy do Augustowa, tylko trzeba tam zadzwonić i zarezerwować miejsce – pisze. Dzwonieniem i załatwianiem zajmie się Marzena Durek, siostra Pawła, która zawsze pomaga niesłyszącym krewnym w załatwianiu spraw. I jest z nich dumna. – Fajnie sobie radzą. A brat ma duże zdolności plastyczne, które wykorzystał w budowaniu łodzi. Razem z Piotrkiem przez ostatnie tygodnie tylko tym żyli – mówi pani Marzena.
Więcej na stronach Gazety Wrocławskiej