Grupa Oto:     Bolesławiec Brzeg Dzierzoniów Głogów Góra Śl. Jawor Jelenia Góra Kamienna Góra Kłodzko Legnica Lubań Lubin Lwówek Milicz Nowogrodziec Nysa Oława Oleśnica Paczków Polkowice
Środa Śl. Strzelin Świdnica Trzebnica Wałbrzych WielkaWyspa Wołów Wrocław Powiat Wrocławski Ząbkowice Śl. Zgorzelec Ziębice Złotoryja Nieruchomości Ogłoszenia Dobre Miejsca Dolny Śląsk

Wrocław
„Złodzieje” z Solidarności cz. 1

     autor:
Share on Facebook   Share on Google+   Tweet about this on Twitter   Share on LinkedIn  
W trzydziestą rocznicę powstania Solidarności warto przypomnieć, że tamten ruch to nie tylko Gdańsk. Dolnośląskie struktury związku, były w ocenie wielu, najlepiej zorganizowanym regionem w kraju. We Wrocławiu miała też miejsce najbardziej spektakularna akcja wymierzona w system komunistyczny.

We wrześniu wystartują we Wrocławiu zdjęcia do najnowszego filmu Waldemara Krzystka. Będzie on opowiadał o „kradzieży” 80 milionów złotych z kont dolnośląskiej Solidarności. Kinowa produkcja ma szanse przybliżyć całej Polsce historię, która po blisko trzydziestu latach obrosła w plotki, a jej obraz zamazał się w pamięci świadków tamtych wydarzeń. To także niepowtarzalna okazja, by przedstawić ją osobom, które są zbyt młode, by wiedzieć co Piotr Bednarz, Stanisław Huskowski, Józef Pinior i Tomasz Surowiec zrobili 3 grudnia 1981 roku.

Stukilowa kasetka

Uczestnicy grudniowych wydarzeń zgodnie przyznają, że dzisiaj jest to ciekawa historia, jednak wówczas wszyscy, którzy mieli jakikolwiek związek z akcją, zapłacili za to wysoką cenę.

Początków historii wyprowadzenia 80 milionów trzeba szukać na szesnaście miesięcy przed akcją. Wówczas do strajkującego Gdańska dołączyli Dolnoślązacy. – We Wrocławiu odpowiednikiem gdańskiej Stoczni było MPK i zajezdnia przy Grabiszyńskiej. Stamtąd pochodzili pierwsi przywódcy dolnośląskiej Solidarności: Jerzy Piórkowski, Tomasz Surowiec i Władysław Frasyniuk – wspomina po latach Józef Pinior. W zajezdni powołano 26 sierpnia 1980 roku Międzyzakładowy Komitet Strajkowy koordynujący organizację protestów na terenie miasta. Następnego dnia do strajków przyłączyło się 25 zakładów, a do końca miesiąca zwierzchność MKS uznawało już blisko 180 przedsiębiorstw.

– Po sierpniowym strajku została nam kasetka, do której ludzie wrzucali drobne datki. Okazało się, że te „drobne” ważą ponad sto kilo – wspomina Władysław Frasyniuk, wówczas czołowy działacz dolnośląskiej Solidarności. Związkowcy rozpoczęli poszukiwania zaufanej osoby, która przechowa fundusze do czasu rejestracji związku i utworzenia konta – wybór padł na arcybiskupa Henryka Gulbinowicza. W depozyt trafiło do niego 800 tysięcy złotych.

Kolejny raz Solidarność zapukała do Pałacu Arcybiskupiego w kwietniu 1981 roku po tzw. prowokacji bydgoskiej, gdy MO pobiło trójkę działaczy opozycyjnych. – Wydawało nam się, że to zakończy się poważną konfrontacją – przyznaje Frasyniuk. Do arcybiskupa Gulbinowicza trafiło wtedy dziesięć milionów złotych. Wszystko odbywało się jawnie, wystawiono nawet pokwitowanie, dzięki któremu podczas przesłuchania w trakcie stanu wojennego arcybiskup mógł oświadczyć, że kwota była pożyczką od Związku na inwestycje kurii.

Młody bankowiec

„Wrocław był przepełniony duchem wolności” – napisze po latach Norman Davies. Do NSZZ Solidarność wstąpiło ćwierć miliona wrocławian, w tym 86 proc. wszystkich zatrudnionych i aż jedna trzecia lokalnego aparatu partyjnego. W strukturach zaczął działać także Józef Pinior, wówczas świeżo upieczony absolwent prawa, który od grudnia 1978 roku pracował jako tłumacz w nowoutworzonym Dziale Operacji Zagranicznych wrocławskiego NBP. – Banki były wtedy szczególnym miejscem, które gromadziły elitę społeczeństwa. Pracowało tam dużo byłych ziemian, żołnierzy AK, a także przedwojennych komunistów – wspomina Pinior. – Mimo, że stałem w opozycji do tamtej ekipy, bo zorganizowałem w banku Solidarność, to mogę chyba powiedzieć, że mieli oni do mnie słabość.

Zdobyte w trakcie pracy w NBP kontakty, miały się później okazać zbawienne dla powodzenia akcji wyprowadzenia milionów.

W czerwcu 1981 roku odbyły się w dolnośląskiej Solidarności wybory do prezydium Związku. Wystartował w nich także Pinior. – Przedstawiłem koncepcję przygotowania Solidarności na wypadek demokratyzacji, wymyśliłem m.in. funkcję rzecznika finansowego – tłumaczy po latach. Wcześniej funduszami zajmował się skarbnik – Tomasz Surowiec. Rzecznik miał wchłonąć jego obowiązki, a dodatkowo opracowywać strategie finansowe. Drugim elementem przedstawionego przez Piniora planu, było zabezpieczenie funduszy Związku na wypadek konfrontacji. Ostatecznie koncepcja młodego prawnika zdobywa uznanie w zdominowanym przez robotników Związku i Pinior zostaje wybrany do Zarządu Regionu na stanowisko rzecznika finansowego.

Robi się gorąco

W miarę rozwoju wydarzeń w kraju do związkowców dociera, że coraz bardziej realny jest konflikt z władzą. Postanawiają oni, że konieczne jest wyprowadzenie pieniędzy z konta na wypadek zablokowania funduszy. Pinior musi odłożyć do lamusa idealistyczne koncepcje reformowania Związku i skupić się na wariancie konfrontacyjnym. Jednak by przeprowadzić akcję potrzebna była zgoda prezydium.

– Wiedziałem, że w siedzibie Solidarności przy Mazowieckiej zainstalowane są podsłuchy. Wyciągałem więc kolejne osoby z prezydium na spacery, podczas których namawiałem ich do poparcia inicjatywy – wspomina przygotowania Pinior. Gdy przekonał już do swojego pomysłu potrzebną większość, sporządził datowany na 2 grudnia tekst uchwały, w której Zarząd Regionu zobowiązywał go do zabezpieczenia związkowego majątku.

Datę akcji Pinior wyznaczył na 3 grudnia, jednak dokładny termin znał tylko on. Nawet sami uczestnicy akcji poznali go dopiero dzień wcześniej. – Byłem chory ze zdenerwowania. Dostawałem szału obawiając się, że nie zdążę wypłacić pieniędzy z banku. Budziłem się rano ze strachem, że wprowadzono stan wyjątkowy i związkowe fundusze zostały zablokowane – wspomina ostatnie dni przed akcją.

Ostatnie godziny

Na dzień przed wyprowadzeniem pieniędzy Pinior spotyka się z Jerzym Aulichem – dyrektorem V Oddziału NBP, w którym Solidarność miała swoje konto – Ta akcja nie byłaby możliwa, gdyby dyrektor nam nie pomógł – przyznaje po latach. Największe niebezpieczeństwo tkwiło w obowiązku zawiadomienia milicji w momencie każdej większej wypłaty. Pinior wykorzystał swoją znajomość z Aulichem i przekonał go by nie informował służb o transakcji.

Równocześnie Pinior poprosił Tomasza Surowca i Piotra Bednarza (wówczas wiceprzewodniczącego Zarządu Regionu), by czekali na niego następnego dnia nad ranem pod siedzibą Związku. Umówił się też ze Stanisławem Huskowskim, że przyjedzie on swoim Fiatem 126p w rejon mostu Osobowickiego.

Noc poprzedzającą akcję Józef Pinior spędził na lekturze. – Byłem wówczas obłożony książkami George’a Orwella, sprowadziłem sobie m.in. angielską wersję „W hołdzie Katalonii” i czytałem ją aż do brzasku – wspomina.

W czwartkowy poranek Józef Pinior, Tomasz Surowiec i Piotr Bednarz spotkali się pod siedzibą Solidarności przy Mazowieckiej. Wsiedli do należącego do Surowca kawowego Fiata 125p i ruszyli do banku, to miał być bardzo długi dzień...

Już niedługo następna część, w której dowiecie się czego nie przewidział Józef Pinior, czyj samochód wpadł do rzeki, jak zareagował kardynał i z czego do dziś nie rozliczyli się opozycjoniści.


Wojciech Sitarz



o © 2007 - 2024 Otomedia sp. z o.o.
Redakcja  |   Reklama  |   Otomedia.pl
Dzisiaj
Wtorek 16 kwietnia 2024
Imieniny
Bernarda, Biruty, Erwina

tel. 660 725 808
tel. 512 745 851
reklama@otomedia.pl