- Kiedy usłyszałem, że mam znowu okazję wyrwać się z dzielnicy, nie zastanawiałem się ani chwili – wsiadłem ze znajomymi w samochód i pojechałem do Szwajcarii – opowiada Marek Wielgus. – O wyjeździe zdecydowała jedna myśl: jechać byle jak najdalej. Szwajcaria oferuje swoim gościom wiele atrakcji.
Dzielnica, w której mieszka legniczanin co dzień zaskakuje. Jak sam tłumaczy co dzień nawet dwa razy dziennie jest tam policja.
- Ostatnio pobito czternastolatka, ze złamanymi nogami trafił do szpitala. Takie „akcje” są u nas na porządku dziennym. – Za torami rozpalane jest systematycznie ognisko. Czasem, kiedy „ostro” się pali przyjeżdża Straż Pożarna. Taki widok mam u siebie z okna. Warto spędzić 10 godzin w samochodzie nawet po to, by chociaż dwa dni zobaczyć góry.
Marek mieszka z rodziną przy ulicy Kazimierza Wielkiego od 16 lat. Wyjazd w góry i przeniesienie się w ciągu kilku godzin do „innego świata” to wspaniała alternatywa, gwarantujące niezapomniane wrażenia.
- W Szwajcarii jestem po raz czwarty. Kiedyś zabrał mnie tu mój dobry znajomy – tłumaczy. W tych dniach Szwajcaria pełna jest turystów zagranicznych, warto napić się szampana w towarzystwie bogatych obcokrajowców. Snobistyczne miasto Sant Moritz ledwo radzi sobie w Sylwestra z utrzymaniem porządku na drogach. Gdyby nie kierujący ruchem policjanci przewijające się samochody nie przejechałyby nawet kilometra. Porsche, BMW, Audi, Mazdy, Subaru, Rolls Royce – w tym mieście nie jeździ się niczym innym. Na głównym deptaku ubrane w futra kobiety wydają tysiące franków na torebki od Louis Vuitton i sukienki od Versace. Pod Hotelem Palace stoi dwóch kamerdynerów, otwierających i zamykający za gośćmi drzwi pełnych przepychu pomieszczeń. Nawet nie liczyłem ile bogatych kobiet dziś minąłem. Co prawda nie stać mnie na przejazd bryczką, który kosztuje tu 95 franków za godzinę ale sama myśl znajdowania się ostatniego dnia w roku w tym miejscu jest gwarancją na lepszy rok.