Nikt jeszcze nie wymyślił opony idealnej, czyli takiej, która zachowuje się perfekcyjnie w każdych warunkach pogodowych. W ciągu ostatnich lat liczba kierowców, która doceniła potrzebę zmiany opon letnich na zimowe, gwałtownie wzrosła. I dobrze, bo argumentów przemawiających za „zimówkami” jest bardzo wiele.
Fot. Wincenty Kołodziejski
Patrz na termometr
Gdy temperatura przy gruncie zejdzie do kilku stopni, to już pierwszy sygnał dla kierowców, by pomyśleli o wymianie letnich opon. O tym, że "zimówki" są istotnym i ważnym elementem poprawy bezpieczeństwa jazdy, chyba nikogo nie trzeba przekonywać. O ich zaletach powiedziano już tak wiele, że nie będziemy w tym oryginalni. Argumentów „za” jest tyle, że nawet najwięksi niedowiarkowie w końcu ulegną. Wprawdzie inwestycja w bezpieczeństwo jazdy za kółkiem do tanich nie należy, ale spece od motoryzacji przekonują, by nie oszczędzać na "gumach", bo nie tylko gwarantują bezpieczeństwo, a wydatek rzędu kilkuset czy nawet tysiąca złotych zwraca się po kilku sezonach.
Fot. Wincenty Kołodziejski
Pierwszym sygnałem, który powinien skłonić do wizyty w zakładach oponiarskich jest temperatura powietrza sięgająca poniżej 7 stopni Celsjusza. Dlaczego? Bo przy takiej temperaturze – co udowodniły specjalistyczne badania - mieszanka kauczukowa, z którego wykonana jest opona letnia powoli kruszeje i zaczyna się deformować. „Zimówka” posiada nie tylko właściwości odporne na niskie temperatury, ale charakterystycznie ułożony profil bieżnika skutecznie odprowadza wodę czy błoto pośniegowe. Ponadto duża ilość odpowiednio ukształtowanych nacięć na bieżniku zapewnia przyczepność auta na śliskiej nawierzchni.
Krótsze hamowanie
Specyficzna receptura bieżnika z mieszanki bardzo miękkich substancji zachowuje optymalną elastyczność przy niskich temperaturach i zapewnia maksymalną przyczepność. Na mokrej drodze przy temperaturze poniżej siedmiu stopni Celsjusza, hamując przy prędkości 80 kilometrów na godzinę na zimowych oponach, potrzebujemy średnio 34 metrów do zatrzymania auta. Będąc w identycznej sytuacji, ale jadąc na oponach letnich, droga hamowania wydłuży się co najmniej o sześć, siedem metrów. Nie od dziś wiadomo, że zakup zimowych opon nie jest tanim interesem. Przy zakupie trzeba jednak pamiętać o dwóch rzeczach. Najlepiej i najrozsądniej będzie, jeśli kupimy opony nowe, i to na wszystkie osie. Łatwo tak powiedzieć, gorzej, gdy w portfelu nie mamy na to wystarczająco dużo pieniędzy.
Fot. Wincenty Kołodziejski
Ale fachowcy przestrzegają i odradzają przed połakomieniem się na używane „zimówki” niewiadomego pochodzenia, bo laik nigdy nie będzie miał pewności o dobrym stanie technicznym takiej opony, mimo, iż sprzedawca zapewnia go o jej wysokiej jakości.
Sezon na dwóch, potem na czterech
Wybór w ofercie "zimówek" jest tak szeroki, że dysponując nawet skromną gotówką można wybrać dla siebie najbardziej korzystną ofertę. Jeśli kierowca nie jest zamożny, może zakupić zwykłe, polskie "gumy", które są zdecydowanie tańsze od marek z pierwszej półki typu Michelin czy Goodyear. Fachowcy odradzają zakładania zimowego ogumienia wyłącznie na jedną oś pojazdu. Ale jeśli komuś brakuje pieniędzy na zakup kompletu, w jednym sezonie może kupić jedną parę, a w przyszłym – kolejne dwie opony. Na marginesie jeszcze jedna uwaga, skierowana raczej dla bardziej zamożnych. Zaleca się stosowanie dwóch kompletów felg. Jednego do opon letnich i innego do zimowych, ponieważ każdy montaż i ewentualny demontaż oznacza dodatkowe obciążenie opony, które może potem wpłynąć na jej jakość.
Fot. Wincenty Kołodziejski
