Kobieta działała w porozumieniu z nałogowym hazardzistą. Oboje przyznali się do upozorowania napadu. Przypomnijmy fakty. Tuż przed szóstą rano, 27 sierpnia br., w centrum miasta doszło do zuchwałego napadu na salon gier. Bandyci sterroryzowali nożem pracownicę lokalu i zrabowali około 50 tysięcy złotych. Według wstępnych ustaleń policji, sprawcami mieli być dwaj mężczyźni w wieku 20 kilku lat. Nie byli zamaskowani. Kobietę, która była sama w lokalu rzekomo sterroryzowali nożem i zabrali 50 tysięcy złotych. Lokal nie był monitorowany i nie było żadnych świadków tego zdarzenia. Rzekomego napadu nie widzieli też taksówkarze z pobliskiego postoju ani nitk z przechodniów.
W toku śledztwa policjanci krok po kroku doszli do prawdy. Wiele do zrozumienia dało im to, że "poszkodowana" kasjerka już wcześniej miała kłopoty finansowe spowodowane hazardem. Kilka lat temu przegrała znaczną sumę. Długi chciała spłacić grając dalej na automatach. Ale znów przegrała duże pieniądze, których nie miała jak zwrócić. Dlatego porozumiała się z jednym z klientów salonu, który w przypadku ewentualnej wygranej na automatach miał podzielić się z nią pieniędzmi. Mężczyzna jednak przegrywał, ale kobieta pozwoliła mu dalej grać na kredyt. Z planów nic nie wyszło, bo klient przegrał kilkanaście tysięcy złotych.
Wtedy zrodził się pomysł fałszywego napadu. Mężczyzna zabrał z kasy około 30 tys. zł, a kobieta upozorowała napad i zawiadomiła policję. Oboje umówili się, że gdy sprawa przycichnie, podzielą się łupem. Ale mężczyzna zamiast oddać kobiecie dolę, sam przegrał wszystkie pieniądze w innym salonie gier. Ta sytuacja rozwścieczyła kobietę, która postanowiła podzielić się swoją wiedzą legnickim stróżom prawa. Wkrótce śledczy odnaleźli wspólnika sfingowanego napadu. Oboje przyznali się do winy, ale pozostają na wolności. Muszą jednak zgłaszać się na policję, mają też zakaz opuszczania kraju.