- Lipiec to termin, który usłyszeliśmy zarówno w szpitalnej poradni jak i w poradni przy hucie - mówi Mariana Sierakowska. - A przecież mamy uszkodzone kręgosłupy. Mamy tyle czekać na pomoc?
Tydzień temu mieli wypadek. Na al. Rzeczypospolitej samochód, w którym siedzieli na miejscu pasażerów wjechał w inny pojazd. Karetki zawiozły ich do szpitala, gdzie założono im kołnierze ortopedyczne. Mieli się zgłosić już na następny dzień do lekarza rodzinnego i dostać skierowanie na badania kontrolne. Tak zrobili. Jak się jednak okazało, nawet osoby po wypadkach muszą czekać w kolejce i to kilkumiesięcznej.
- W przychodni szpitalnej jest szansa, by ortopeda przyjął pacjenta pięciu pacjentów z kolejki, ale ludzie tam czekają od piątej rano na zapisy - tłumaczy 19-letni Szymon Tkaczyk.
Próbowali trzy dni. Dziś Mariana Sierakowska przekonała pacjentów, że chce się tylko dowiedzieć od lekarza, czy jest szansa na przyjęcie w tym tygodniu.
- Lekarz już na wejściu zaczął na mnie krzyczeć, że to nie jego wina i niech piszę skargę do rzecznika pacjentów - wspomina legniczanka.
Młodzi pacjenci udali się więc do Grażyny Sokołowskiej, pełnomocnika do spraw praw pacjenta w szpitalu. Udało jej się przekonać poradnię, by oboje przyjęto już 22 marca na obserwację. Jak to się udało, o tym Sokołowska nie chciała z nami rozmawiać.
- Mamy w tym roku jeszcze większe obłożenie pacjentów, ponieważ poradnia przy hucie dostała mniejszy kontrakt z Narodowym Funduszem Zdrowia, a my mamy na tym samym poziomie - tłumaczy Dariusz Dębicki, zastępca dyrektora do spraw lecznictwa Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Legnicy. - Wiadomo, że pacjent szuka pomocy najpierw w szpitalu, stąd tak odległe terminy dla pacjentów nie wymagających nagłego leczenia. To wina Funduszu, a nie szpitala.
Poszkodowani w wypadku nie chcieli czekać nawet tygodnia na wizytę. Z każdym dniem coraz gorzej się czują. Skontaktowali się ze szpitalem powiatowym w Lubinie. Jutro jadą na obserwację do ortopedy.