O jawność procesu i akt w sprawie od początku walczą obrońcy oskarżonego. Sam Tomasz Klein dziś zgodził się na ujawnienie wizerunku mediom. O utajnienie wnosiła prokuratura.
- Stanowisko prokuratury utrąca nam prawo do obrony – stwierdził adwokat policjanta Sławomir Waliduda. - A także prawo do sprawiedliwego procesu i narusza suwerenność sądu.
Sąd wytknął Prokuraturze Apelacyjnej we Wrocławiu niekonsekwencję w uzasadnieniu odmowy ujawnienia akt z klauzulą tajności. W jednej odmowie twierdzono, że jest to kompetencja premiera, w drugiej, że nie ma przepisów wykonawczych nowej ustawy. Sąd uważa, że klauzulę może ściągnąć ten kto ją nadał, czyli sama prokuratura, a przepisy wykonawcze są, bo obowiązują poprzednie rozporządzenia. Akta śledztwa pozostaną tajne, ale pozostałe sąd odtajnił.
- Jeśli państwo oskarża swojego funkcjonariusza posługując się zeznaniami przestępcy to rozprawa powinna być jawna – wyjaśnia sędzia Joanna Kiełkowicz. - To nie ma być sąd kapturowy.
Właśnie utajnienie dokumentów sprawy, protokołów z przesłuchań świadków i prokuratorskich akt było przyczyną powrotu sprawy na wokandę pierwszej instancji. Obrońcy Tomasza Kleina przekonali sąd apelacyjny, że mieli ograniczone prawo do obrony klienta.
Tomasz Klein to jeden z dwóch policjantów oskarżonych przez prokuraturę o zaniedbanie wykonywania czynności służbowych i przyjmowanie łapówek.
W 2008 roku przed policyjnym pościgiem uciekło dwóch złodziei szyn kolejowych. Jak ustaliła prokuratura, Mariusz J. - jeden ze sprawców, a jednocześnie policyjny informator - miał przyjść do Tomasza Kleina z prośbą o pomoc.
Policjant miał przyjąć 3 tys. zł łapówki za umorzenie sprawy. To właśnie zeznania Mariusza J. doprowadziły dwóch policjantów - Tomasza Kleina i Jarosława J. na ławę oskarżonych. Rok temu sąd rejonowy skazał Jarosława J. na rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata za niedopełnienie czynności służbowych, a Kleina na 1,5 roku więzienia. Sąd Okręgowy w październiku 2010 roku odrzucił apelację obrońców Jarosława J. i podtrzymał wcześniejszy wyrok. Natomiast sprawę Tomasza Kleina przekazał do ponownego rozpatrzenia.
I właśnie Jarosław J. zeznawał dziś przed sądem. Zarzucił prokuraturze niedopełnieniu szeregu czynności w czasie śledztwa. Po pierwsze uznano za wiarygodnego świadka przestępcę, który wielokrotnie mylił zeznania, nie zbadano bilingu rozmów, notatek służbowych policjantów ścigających radiowozem złodziei szyn. Mimo prawomocnego wyroku Jarosław J. nadal walczy o sprawiedliwość. Skierował już pismo o przywrócenie procesu do rzecznika praw obywatelskich i Prezydenta RP.
- W tej sprawie są manipulacje, które trzeba ujawnić i cieszę się, że sprawa jest w końcu jawna – przyznał świadek.
Jak zeznaje, kradzież szyn trafiła na jego biurko i w notatce z policyjnego pościgu za złodziejami szyn pojawiały się dwa nazwiska świadków, w tym Mirosława J. Kilka dni szukał ich pod wskazanym adresem, prosił o pomoc w poszukiwaniach innych policjantów, w tym kryminalnych. Wtedy zadzwonił do niego Klein i powiedział, że może ich obu dostarczyć na komisariat.
- Doprowadził ich do komisariatu, powiedział „oto twoi świadkowie” i wyszedł – zeznaje Jarosław J. - Wtedy nie wiedziałem, że Mirosław J. jest jego informatorem. Więcej się z Tomaszem Kleinem nie widziałem. Nie utrzymywaliśmy z sobą kontaktów towarzyskich.
Jarosław J. dodaje, że decyzji o umorzeniu nie podjął sam. Po przesłuchaniu świadków, gdy wciąż nie mógł im postawić zarzutów, zadzwonił do prokuratury, by z prokuratorem prowadzącym sprawę ustalić dalsze działanie.
Dodzwoniłem się do zastępczyni prokuratora rejonowego Chomiczewskiej i przedstawiłem jej sprawę. To prokurator podjął decyzję o umorzeniu postępowania.
Świadek prokuratury – Mirosław J. - nie przyjechał na rozprawę, za co został ukarany 2 tys. zł grzywny.