Dziś już mało kto pamięta, że w polskiej tradycji zając pojawiał się na dwóch, najważniejszych świętach chrześcijańskich. W Wielkanoc trafiał do koszyczka, a w Boże Narodzenie na półmisek. Od dawna jednak nie je się już jego mięsa, bo z polskich lasów i pól praktycznie zniknął.
Dlatego legniccy myśliwi ucieszyli się, gdy na polach zaczęli widywać coraz więcej sterczących nad trawami par spiczastych uszów. Nie, nie chwytali za strzelbę, bo od dwudziestu lat nikt w regionie nie strzela do tych gryzoni. Koła łowieckie starają się co roku sprowadzać po kilkanaście, kilkadziesiąt sztuk zajęcy. Sprowadzają je ze wschodniej Polski, ale z reguły okazuje się to „drogim dokarmianiem drapieżników”.
- Nie strzelamy do zajęcy, a mimo to przez lata go nie przybywa – tłumaczy Ryszard Bryliński, prezes legnickiego oddziału Polskiego Związku Łowieckiego. - Przyczyn jest wiele, ale najważniejsze to chronieni naturalni wrogowie zająca i zmiany w rolnictwie. Mam nadzieję, że rządzący się opamiętają, zanim będzie za późno.
Od kilku lat zające mają osłabiony potencjał rozrodczy. To po części skutek stosowania sztucznych nawozów na polach i środków owadobójczych. Natomiast większość naturalnych wrogów uszatych jest pod ścisłą ochroną: kruki, jastrzębie i myszołowy. Kolejny smakosz zajęczego mięsa – lis – także dostał wsparcie od człowieka. Po serii szczepień przeciw wściekliźnie, populacja rudych wzrosła. Jednak nie tylko dzikie zwierzęta polują na zające. Zagryzają je także wałęsające się po polach psy. Nawet kot, choć nie zaatakuje dorosłego szaraka, potrafi zrobić sobie zrobić wyżerkę w zajęczym przedszkolu.
Jednak największym zagrożeniem dla zajęcy jest człowiek, który niszczy naturalne miejsca schronienia zająca.
- Dziś już nie ma rolników, są obszarnicy – wyjaśnia Bryliński. - Już nie uprawiają pół hektara buraków, pół kukurydzy, ziemniaków. Dziś sieją pszenicę na stu hektarach. I co taki zając ma jeść? Człowiek też nie będzie się żywił przez cały rok tylko chlebem, prawda? Dla drobnej zwierzyny obecne zmiany w rolnictwie to tragedia. Jedynie sarna potrafi się jeszcze znaleźć w nowej sytuacji.
Obszarnicy zlikwidowali na polach także remizy, jak myśliwi nazywają kępy drzew ze stojącą wodą i krzakami, niszczą też miedze, w których uszaty mógłby się schronić. Na otwartym polu nie ma zaś szans z kołującym nad jego głową drapieżnikiem.
W tym roku koła łowieckie sprowadzą kolejne partie zająców. Myśliwi mają nadzieję, że pojawiające się na polach gryzonie to zapowiedź odrodzenia tego gatunku na legnickim regionie.