Emerytowany chirurg Marian M., jeden z głównych oskarżonych w procesie legnickich lekarzy. Sędzia Kazimierz Chłopecki odczytał więc jego zeznania złożone w prokuraturze. Tam również nie miał nic do powiedzenia ze względu na zły stan zdrowia.
- Przez tą sprawę zostałem inwalidą – tłumaczył dziś na rozprawie. - Aresztowanie odbiło się na moim zdrowiu.
Za to oskarżona Ewa S., neurolog, która pracowała na tym samym piętrze w szpitalu co Marian M. mówiła dziś długo i wylewnie. Ponad półtorej godziny relacjonowała dwie wizyty wielokrotnego przestępcy Waldemara K., który starał się o zaświadczenie o stanie zdrowia, który uniemożliwia mu odsiedzenie wyroku. Zdaniem prokuratury za zaświadczenie dla sądu Ewa S. i Marian M. dostali 10 tys. zł łapówki.
Ewa S. od 2003 roku wykonała setki opinii biegłego dla sądu. Jak twierdzi, nigdy nie było zastrzeżeń. W połowie 2006 roku miała wydać opinię o stanie zdrowia Waldemara K.
- Dokonałam analizy badań, sama zbadała pacjenta przedmiotowo i podmiotowo – zeznawała Ewa. S. - W mojej opinii ze względu na rodzaj schorzenia (padaczka – przyp. Red.) i ewentualne zagrożenie pogorszenia stanu zdrowia z powodu ewentualnych zaniedbań, pacjent nie nadawał się do odbycia kary więzienia.
- Jakie schorzenia uniemożliwiają pobyt w zakładzie karnym, na przykład we Wrocławiu, gdzie funkcjonuje przywięzienny szpital – dopytywał sędzia Chłopecki.
- Nie znałam stanu układu krążenia, a dziwiło mnie, że tak młody, 42-letni człowiek ma objawy zaniku mózgu – tłumaczy Ewa. S. - On wymagał w każdej chwili natychmiastowej, szpitalnej diagnozy, a tego nie miałby w zakładzie karnej.
Trzy lata po opinii dla sądu Waldemar K. znowu pojawił się w gabinecie Ewy S. Na wizytę u pani neurolog umówił go chirurg Marian M. Waldemar K. Chciał wówczas zaświadczenia o stanie zdrowia. Znowu potrzebował go do sądu i takie dostał.
Jak zeznaje Ewa S., kilka dni później przyszedł do niej Marian M. Z kopertą, na której było napisane "tysiąc złotych". Twierdził, że to od Waldemara K. i sam podzielił kwotę. Sobie wziął stówę na zabieg na nerwie środkowym, a resztę zostawił Ewie S. Neurolog nie widzi nic niewłaściwego w takiej formie rozliczenia usługi. Jak twierdzi, Waldemar K. Przyszedł do gabinetu, w którym prowadziła prywatną poradnię. Nie pytał, ile kosztuje wizyta.
- Dziś mi się wydaje, że był naiwny i dał się oszukać, ale uznałam, że zawarł z chirurgiem zwykłą umowę cywilno-prawną i się z niej wywiązał – tłumaczyła dziś przed sądem. - Dla mnie to zrozumiałe, że jak pacjent chce, by lekarz go zarejestrował, umawiał go ze specjalistami to za taką usługę powinien zapłacić, ale nie 10 tys. zł jak twierdzi Waldemar K. To zwykłe kłamstwo, bo takiej kwoty w kopercie nie było. Ja w życiu nie przyjęłam od nikogo łapówki!