Do tej pory wozić ludzi w Legnicy mogło tylko 215 taksówkarzy. To limit ustalony przez radę miejską. Jednak od kwietnia nie ma ograniczeń dla prowadzących taką działalność. Za to są ostrzejsze kryteria. Żeby być taksówkarzem, nie wystarczy dziś założyć na samochód koguta i zamontować taksometr. Trzeba też zdać egzamin.
- W Wydziale Spraw Obywatelskich w kolejce po koncesję taksówkarską czeka 50 osób – informuje Arkadiusz Rodak, rzecznik prezydenta Legnicy. - Szacuje się, że około 20 z nich jest gotowych rozpocząć działalność natychmiast po otrzymaniu licencji.
Dotychczas nowi taksówkarze musieli czekać aż zwolni się miejsce. W ostatnim roku takich zamian było tylko cztery. Czy obecni taksówkarze obawiają się zalania rynku nowymi autami z kogutami.
- Nie wiem, ilu z nich chciałoby naprawdę jeździć, bo dziś jest ciężko – uważa taksówkarz Franciszek Czajkowski. - Jak wyrobię cztery kursy dziennie to już jest dobrze. W Legnicy pasażera mamy albo wieczorem, albo po koncercie czy dyskotece. W niedzielę to pracują jedynie taksówkarze na dyżurze z zrzeszenia.
Czajkowski uważa, że w o wiele lepszej sytuacji są taksówkarze w Bolesławcu, gdzie przemysł się rozwija. W Legnicy wielu taksówkarzy zrezygnowało z pracy dla dwóch istniejących zrzeszeń. Powodem są koszty. Zamiast kursów na telefon wolą czekać na pasażera na postoju.