Okazuje się, że metoda, którą legniccy drogowcy naprawiają ubytki w jezdni pochodzi z Francji. Tyle, że tam stosuje się ją na drogach o niskim natężeniu ruchu. – Metoda ta polega na zasypywaniu dziur mieszanką grysu i emulsji. Jest dziesięć razy tańsza niż tradycyjna, kiedy to wycina się fragmenty asfaltu i zalewa dziury nowym, dlatego zdecydowaliśmy się na nią – mówił Andrzej Szymkowiak, dyrektor legnickiego Zarządu Dróg Miejskich.
Jak wyjaśnia dyrektor Szymkowiak, tydzień po zasypaniu dziur mieszanką, jej pozostałości, które nie zostały rozjeżdżone przez samochody, powinny być sprzątnięte... i tu pojawia się problem. Jak twierdzi grupa mieszkańców, o tym drogowcy już zapominają.
- Kamyki leżą po poboczach i tłuczą po karoserii. To jest odwalanie fuszerki, a nie robota – krzyczał jeden z mieszkańców na spotkaniu prezydenta Tadeusza Krzakowskiego z mieszkańcami osiedla Kopernika, w zeszłym tygodniu.
Prezydent Krzakowski odpiera zarzuty. – Staramy się to systematycznie sprzątać. Nie da się wszędzie tego zrobić od razu.
Okazuje się, że mimo, że ten sposób naprawy dróg jest najtańszy, to i tak sporo kosztuje. Na ulicy Galaktycznej Zarząd Dróg Miejskich na naprawę drogi tą metodą wydał 600 tysięcy złotych.