Ustawiane przetargi i konkursy na materiały, kwity, które nie zawsze trafiały do książki rejestrującej oraz rachunki wystawiane za pracę ekspertów na podstawie jedynie ich informacji o wykonanej pracy ujawniła była pracownica spółki Centrum Innowacyjno Wdrożeniowej (obecnie w likwidacji) działającej przy PWSZ Legnica. Zwolniona pracownica uczestniczyła w jednym z dwóch projektów naukowych, na które Centrum Innowacyjno Wdrożeniowe (obecnie spółka w likwidacji) dostało pieniądze z urzędu marszałkowskiego i Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Zeznała, że Jerzy S. były kanclerz (po wyroku sądu karnego został wicekanclerzem uczelni) podpisał umowę w imieniu szkoły na współpracę z CIW w ramach obu projektów, a później został zatrudniony jako jeden z ekspertów.
- Jest z wykształcenia geografem, a powołano go na eksperta w dziedzinie socjologii, o której się nie znał – tłumaczy świadek.
Kobieta zeznała, że kilka razy szef CIW Piotr B. kazał jej dzwonić do wybranych firm i zapraszać je do udziału w przetargu.
- Wygrywała firma, której właściciele byli znajomymi szefa – zeznaje była pracownica – Potem sprawdzałam i na przykład drukarki lepszej jakości były na wolnym rynku tańsze od tych, które zamówiliśmy. Również długopisy z nadrukiem firma poligraficzna robiła o połowę taniej niż firma, która wygrała przetarg.
Tak trafiły m.in. do siedziby CIW meble zamówione za pieniądze na projekt. Jak zeznaje była pracownica, zamiast konkursu wystarczył jeden telefon Piotra B. do zaprzyjaźnionej firmy z Głogowa. Meble okazały się inne niż wskazywano we wniosku o dotację na projekt. Głogowski dostawca poprawił to ponownie wysyłając faktury z odpowiednimi nazwami mebli.
Zeznała też, że nie wszystkie wystawione za dotowane pieniądze kwity przechodziły przez jej ręce, choć odpowiadała za prowadzenie książki rejestrowej. O nieprawidłowości miały pretensje zarówno urząd marszałkowski jak i PFRON. Gdy w spółce zaczęła się pojawiać policja i pytać o finansowe nieprawidłowości, właśnie na dzisiejszego świadka padł cień podejrzenia.
- Piotr B. stwierdził na zebraniu pracowników, że ktoś przekazuje informacje policji – Chodziło o badanie mobilności zawodowej osób niepełnosprawnych, a więc projekt, którym się nie zajmowałam. Wykluczył koordynatorkę projektu i osobę zajmującą się właśnie tamtym projektem. Powiedział, że to mnie podejrzewa. Stwierdziłam, że to pomówienie. Wkrótce dostałam wypowiedzenie.
Sprawa nieprawidłowości przy dwóch projektach badawczych to jedynie szczyt góry lodowej sprawy, w której główne zarzuty dotyczą przyjmowania łapówek m.in. przez byłego kanclerza PWSZ Jerzego S., dziś nieobecnego na sali rozpraw.
Śledztwo prowadziła Prokuratura Okręgowa we Wrocławiu. Na ławie oskarżonych, razem z Jerzym S. zasiadło jeszcze sześcioro osób, w tym pracownicy uczelni Monika N., Robert S., Piotr B., Jerzy D. i Piotr K. Byłemu kanclerzowi grozi do 8 lat więzienia za działanie na szkodę własnej uczelni i Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych oraz przyjęcie łapówek.
Jerzy S. w 2001 roku miał przyjąć od właściciela zakładu stolarskiego okna wartości 6 tys. zł, a kilka lat później kolejne okna o wartości 14 tys. zł już dla brata Jerzego S. Oba podarunki miały pomóc w uzyskaniu zlecenia na roboty na terenie uczelni. W 2006 roku Jerzy S. miał dla PFRON-u wykonać dwa projekty badawcze o mobilności zawodowej osób niepełnosprawnych i o szansach edukacyjnych osób niepełnosprawnych. Oba opiewały łącznie na blisko 20 tys. zł i na taką kwotę wystawił faktury, chociaż, jak ustalili prokuratorzy, badań nie wykonał. Czworo oskarżonych pracowników uczelni przekonywało Fundusz, że prace zostały zrobione.
Ostatni zarzut to poświadczenie nieprawdy. Jak ustaliła prokuratura, w styczniu 2006 roku Jerzy S. „wypożyczył” z uczelni służbowy samochód i pojechał na urlop. Jednak w czasie podróży uszkodził sprzęgło. Naprawa kosztowała ok. 2,5 tys. zł i zapłaciła za to uczelnia. Jerzy D. i Piotr K. twierdzili, że to oni jeździli w celach służbowych samochodem. Obu grozi do 8 lat więzienia.