Marek Ł., choć dwukrotnie uderzył małego Artura i rzucił nim o ziemię, nie dopuścił się czynu chuligańskiego – orzekł Sąd Okręgowy w Legnicy odrzucając apelację prokuratury. Prokurator domagał się dwóch lat pozbawienia wolności w zawieszeniu na lat 5 oraz odszkodowania w wysokości 8 tys. zł.
Mały Artur wciąż przechodzi rehabilitację po złamaniu nogi. Oskarżony ma też wpłacić 6 tys. zł na leczenie chłopca.
Oskarżony działał z błahych pobudek rażąco nieadekwatnych do przyczyny – próbował przekonać sąd prokurator Mariusz Zieliński. - To tak jakby pobić kogoś za samo zwrócenie uwagi na to, że za głośno się zachowuje. To był zamach na zdrowie za rzucenie śliwki pod koła samochodu.
Mecenas Paweł Gromotko uważa, że rzucenie śliwki było jednym z czynników, który wpłynął na zachowanie jego klienta. Tamtego dnia wracał samochodem ze szpitala, gdzie otrzymał wiadomość o zgonie dziadka narzeczonej. Na maskę samochodu spadła piłka, a na jezdnie wybiegali koledzy Artura. Mężczyzna wybiegł z samochodu, gdy pod koła upadła śliwka.
- To pokrzywdzony i jego koledzy wywołali określone zachowanie, które było oczywiście naganne, ale nie porównujmy tego czynu z chuliganem, który idzie ulicą i bije przypadkowych ludzi – dodał mecenas Gromotko.
Sąd Okręgowy podtrzymał decyzję niższej instancji o nie uznawaniu pobicia za czyn chuligański.