Dach bez dachówek z podstawionymi na strychu miskami, zmurszałe belki stropowe, podtrzymywane cegłówkami, okna, których strach otworzyć, by się nie rozsypywały i drewniane schody, po których trzeba stawiać ostrożnie każdy krok. Nad drzwiami wejściowymi wisi napis „Uwaga. Budynek grozi zawaleniem”. Ekspertyza rzeczoznawców wykazała, że w tym domu nie powinni mieszkać ludzie. A jednak mieszkają. Rodzina Gorajów z podlegnickiego Ulesia od lat stara się o nowe mieszkanie. Chcą się stąd wynieść. Nie chce ich też właścicielka. I nawet sąd nakazał ich przeprowadzkę do lokalu socjalnego.
- Wójt jedynie obiecuje, a my naprawdę już nie możemy żyć w takich warunkach – przyznaje Irina Goraj. - Sprzedano dom razem z nami i nowa właścicielka nie pozwala nam niczego zrobić w budynku. Każe się tylko wynosić, najlepiej na Ukrainę. A my przecież jesteśmy Polakami.
Rodzina Gorajów przyjechała do Polski z ukraińskiego Żytomierza. Odnalazła ich 70-letnia ciotka z Ulesia, która szukała kogoś, kto jej pomoże na starość. Zaprosiła ich i zameldowała. Tu urodziły się dzieci państwa Gorajów. Trzy lata temu gospodyni zmarła i wtedy o spadku przypomniały sobie jej dzieci. Nie chciały tu jednak mieszkać tylko błyskawicznie sprzedali ruderę sąsiadce państwa Goraj. Ta chce, by się wynieśli. Skierowała nawet do sądu pozew o eksmisję i wygrała. Gorajowie mają zostać przeprowadzeni do lokalu socjalnego. Jednak gmina nie wykonuje wyroku.
Nie mamy wolnych mieszkań socjalnych – przyznaje Waldemar Kwaśny, wójt Miłkowic. - Owszem, gmina przejęła budynki mieszkaniowe po PKP, ale razem z lokatorami. Zamierzamy za 2-3 mln zł zbudować budynek z kilkoma mieszkaniami komunalnymi, ale to dopiero za kilka lat.
Wójt przyznaje, że nie zastanawiał się jeszcze, co zrobi gmina, gdy budynek się zawali. Czy wtedy znajdzie mieszkanie?