Henryk Kaczmarski (rocznik 1918) nie mógł dzi¶ stawić się w urzędzie po odebranie awansu na stopień. Ppłk dypl. Piotr Mielniczuk odwiedził go z dyplomem mianowania w domu.
Za to Ludwik Demus (rocznik 1922) przyszedł osobi¶cie po odbiór mianowania na wyższy stopień przez ministra obrony narodowej.
Demus był w czasie wojny żołnierzem Armii Krajowej we Lwowie. Ze łzami w oczach wspomina wioski, w których Ukraińcy z UPA wymordowali wszystkich Polaków. Znajdowano nawet dzieci z poderżniętymi gardłami. Walczył na bosaka i nawet dzi¶ mówi z trzęs±cymi się rękami o pierwszym, zabitym przez siebie człowieku. Przez wiele godzin razem ze swoim oddziałem partyzanckim odpierał atak Niemców między Lwowem i Stanisławowem. Najpierw w ZWZ, a potem w AK służył do 1945 roku. Do 1971 roku ukrywał się pod innym nazwiskiem. Nie chciano go przyj±ć do Zwi±zku Bojowników o Wolno¶ć i Demokrację (dawna organizacja zrzeszaj±ca kombatantów). Byłego akowca uznano za kombatanta dopiero, gdy wkupił się wódk±. - Nie chcieli wierzyć, że służyłem w AK do 45 roku - przyznaje. - Twierdzili, że już wtedy naszej organizacji nie było, ale ich przekonałem, że się mylili.
Służył pod rozkazami kapitana Michała Wilczewskiego ps. "Uszka" z cichociemnych - szkolonych w Anglii skoczków spadochronowych zrzucanych w czasie wojny do okupowanego kraju.