Wczorajsza tragedia wstrząsnęła mieszkańcami Piekar C. Dziewięcioletni Filip mógł żyć, gdyby tak bardzo nie chciał pomóc ojczymowi i powstrzymać staczający się samochód dostawczy. Dramat rozegrał się na oczach babci, bawiących się dziewczynek i kloszarda, który próbował odgonić dziecko od sunącego ku kontenerowi na śmieci auta.
Mały chłopiec odbiegł jednak i z drugiej strony próbował powstrzymać dwutonowy samochód. Nie zdołał. Pojazd wbił się razem z dzieckiem w kontener na śmieci. Ojczym zaparkował renault jedynie na chwilę. W czasie przerwy w pracy przyjechał do domu coś przegryźć i napić się wody. W tym czasie Filip i młodszy brat bawili się pod opieką babci. Ojczym nawet nie zaciągał hamulca, bo myślał, że za chwilę znowu ruszy do pracy. Kiedy auto zaczęło powoli zjeżdżać w stronę kontenera Filip rzucił się, by go zatrzymać. Zginął na miejscu.
Rzadko dzieci tak cieszą się z życia jak Filip. - Wszędzie go było pełno, taki blond diabełek – wspomina jeden z lokatorów z ul. Tuwima. - I ciągle chodził z psem. Chyba stale był z nim na dworze.
Każdy pamięta obraz szczupłego blondynka, który wychodził na pobliski skwerek z psem. Zwierzę było duże i ciągnęło malca za smycz. „Nie za duży ten pies dla ciebie?” - pytali sąsiedzi. „Nie, ja silny jestem” - odpowiadał im Filip.
- Zawsze o wszystko dopytywał – dodaje sąsiadka. - Sąsiadów czy dzieci z podwórka zaczepiał pytaniami „co słychać”. A przy tym był bardzo grzeczny i uczynny.
Ks. Roman Raczak z parafii Podwyższenia Krzyża Świętego przyjechał na miejsce tragedii natychmiast, gdy dowiedział się o śmierci małego Filipa. Uklęknął i pomodlił się nad ciałem dziecka. W tym roku udzielał chłopcu pierwszej komunii świętej. Filip zaczął też pierwsze posługi ministranckie.
- Był takim żywym chłopcem, pomocnym, uśmiechniętym – wspomina ks. Roman Raczak. - Śpiewał w scholi podczas mszy, przychodził na każdą próbę, pomagał w jasełkach. Był w kościele częściej niż inne dzieci. Pytał, czy czegoś nie trzeba zrobić, w czymś pomóc. Bóg chciał nam przez to coś przekazać. Być może był już tak ukochany przez Jezusa, że ten zaprosił go do siebie. To dla mnie straszna trauma. Muszę się przygotować do pogrzebu, bo będzie to dla mnie wyjątkowo ciężka chwila.
Dziś na ul. Tuwima toczy się życia jak przedwczoraj. Przy kontenerze jeden z sąsiadów reperuje samochód, ludzie chodzą po skwerku z psami. Jedynie dwie dziewczynki zastanawiają się, czy zabrano kontener, bo nie ma już na nim ciemnej plamy. Rzeczywiście, rano, po zgodzie prokuratury pojemnik zabrano do mycia.
Wczoraj Prokuratura Rejonowa w Legnicy wszczęła śledztwo w sprawie wypadku. Przesłuchano wszystkich świadków łącznie z ojczymem, który przeżywa podwójny dramat. Oprócz utraty ukochanego pasierba grozi mu więzienie.
- Śledztwo jest prowadzone w sprawie wypadku ze skutkiem śmiertelnym – informuje prokurator rejonowy Ryszarda Anna Beni. - Nie wiemy jeszcze, czy postawimy taki zarzut czy może nieumyślnego spowodowania śmierci.