Maleńkie Piotrowice w podwrocławskiej gminie Kostomłoty zapewne nigdy nie widziały takiego pogrzebu. Niewielki kościół parafialny św. Katarzyny nie był w stanie pomieścić żałobników. Polski teatr, który żegnał nie artystę, i nie celebrytę, zapewne także nie był jeszcze tego świadkiem. Ostatnie pożegnanie lubińskiego profesora polonistyki Ludwika Gadzickiego, niedoszłego jezuity, wychowawcy, poety, miłośnika literatury, piękna polskiej mowy i teatru, było uroczystością tyleż smutną, co piękną.
W ostatniej drodze wychowawcy wielu pokoleń uczniów szkoły, której celem było zawodowe przygotowywanie kadr dla miedziowych kopalń, towarzyszyli wszyscy, którym poświęcił swoje życie. Byli jego wychowankowie i uczniowie wielu pokoleń. Koledzy pedagodzy, kapłani, których ze zwykłej zawodówki przeprowadził w świat duchownych seminariów, górnicy i marynarze, ludzie kultury, poeci i aktorzy. Byli też ludzie teatru, których pokochał najbardziej. Byli wszyscy, których połączył swoim pełnym entuzjazmu życiem.
Było wiele pięknych i wzruszających przemówień. Była też miedziowa górnicza orkiestra towarzyszącą w ostatniej drodze tego wyjątkowego człowieka. Bo słusznie chowano go z pełnym szacunku ceremoniałem. Jak górnika, którym nigdy nie był. Żegnano bowiem bohatera łączącego świat ciężkiej pracy i wartości, które chciał zaszczepić nawet tym, którzy się przed tym wzbraniali. Było morze łez, lanych jawnie i skrycie, ale były i najcieplejsze wspomnienia o tym wyjątkowym człowieku.
Wśród wielu były wieńce od dolnośląskich teatrów. Legnickiego, wrocławskiego i wałbrzyskiego. Bo Ludwik (Lutek, Ludwiś, Gad) Gadzicki miał jedną miłość ponad wszystkie. Miłość do sceny i artystów. Byli zatem ich szefowie: Jacek Głomb z legnickiej Modrzejewskiej i Krzysztof Mieszkowski z wrocławskiego Polskiego. Był też Artur Burszta z wywodzących się z teatru poetyckich fortów i portów, kiedyś legnickich, dziś wrocławskich.
I najważniejsze, Była ważna deklaracja, która przeniesie pamięć o tym wyjątkowy człowieku kolejnym pokoleniom. Legnicki Teatr. im. Heleny Modrzejewskiej, nosząc imię największej aktorki w historii polskiej sceny, nada imię Ludwika Gadzickiego głównej scenie w swojej siedzibie. Po raz pierwszy patronem tak ważnego miejsca dla ludzi teatru będzie zatem jeden z jego widzów. Jeden, ale absolutnie wyjątkowy. Przypominając tym samym, że teatr jest dla właśnie dla widza. Dla publiczności, bez której nie istnieje i nie ma sensu.