Na ławie oskarżonych zasiedli Adam P., 46-letni pracownik EnergiiPro, który zlecił pobicie swojego przełożonego, były zawodowy żołnierz, uczestnik misji pokojowych w Kosowie i Iraku 30-letni Łukasz „Mikołaj” N. i dwóch nastoletnich pomocników, których wziął sobie do pomocy – 17-letni Tomasz N. i 19-letni Jan F. z Ulesia.
Adam P. przyznał dziś przed sądem, że po zdarzeniu próbował się zabić rozbijając samochód. Leczył się po tym targnięciu na życie w szpitalu psychiatrycznym w Złotoryi i do dziś bierze silną dawkę leków uspokajających.
Najmłodszy z oskarżonych Tomasz N. dziś niemal z płaczem przepraszał pobitego dyrektora. - Jest mi naprawdę przykro i przepraszam za to co się stało – mówił do dyrektora. - Ja pana nie uderzyłem.
Tomasz N. twierdzi, że jedynie zabrał z bagażnika służbowy laptop dyrektora. To do niego właśnie Łukasz N., zwany „Mikołajem”, zwrócił się o pomoc w znalezieniu osób do pomocy w pobiciu. Szykował, że za jednym zamachem pobije obu dyrektorów, na których dostał zlecenie od Adama P. Za każdego z nich miał dostać po 3 tysiące złotych.
- Mikołaj powiedział, że trzeba mu kilka strzałów dać, dokładnie przeszukać i zabrać wszystkie wartościowe rzeczy – zeznawała dziś Tomasz N. - To podobno był jakiś kierownik budowy, który zwalniał ludzi, bo mu się nie podobali. Myślałem, że chodzi tylko o zastraszenie, poprosiłem o pomoc Jana, z którym znamy się od dziecka. Jan przyniósł mi gumową, policyjną pałkę, sam wziął drewnianego bejsbola. Łukasz N. przyjechał po nas audi 4 i miał z sobą metalowy pręt. Był bardzo ciężki.
Tomasz N. przyznaje, że zaczaili się na dyrektora w zagajniku przed jego domem. Twierdzi, że ciągle była mowa o zastraszeniu. Był zaskoczony tym co się rozegrało.
- Doskoczyli do niego i bili po głowie, całym ciele, ja się przestraszyłem, chwyciłem laptopa i pobiegłem do samochodu. Słyszałem trzask jakby łamanych kości i ciągle krzyki dyrektora. Nawet jak już byłem przy audi słyszałem ten krzyk. Jak wrócili to wciąż mówili kto i gdzie uderzył. Janek się nawet śmiał z tego jak drewniany kij pękł na plecach dyrektora.
Jan F. przyznaje się jedynie do pobicia. Twierdzi, że nie było mowy o żadnej kradzieży i podziale łupów. - Pobić i nastraszyć jeszcze mogę, ale nie okraść - dodaje.
To samo zeznaje Łukasz N.
- Adam to znajomy mojej konkubiny, sam nie wiem, czemu się zgodziłem na to zlecenie, bo to zlecenieto była moja miesięczna wypłata – przyznał dziś Łukasz N. - Nie było mowy o zabieraniu żadnych przedmiotów. Dopiero, gdy wracaliśmy do auta zobaczyłem, ze Tomek ma laptopa. Nie pamiętam, czy był przy mnie, gdy biliśmy i nie wiedziałem, że zabrał komputer. Pytałem, co z nim zrobi, a on, ze spróbuje sprzedać i podzieli się.
Do pobicia doszło 3 czerwca w Wilkowie. Pokrzywdzony wyszedł z domu do samochodu zaparkowanego przed posesją. Włożył do bagażnik torbę ze służbowym laptopem. W tym momencie oskarżeni wybiegli z ukrycia i zaatakowali go. Uderzali z całej siły pałkami po całym ciele. Po kilku uderzeniach pokrzywdzony upadł na ziemię. Napastnicy nie przestali bić. Tomasz N. chwycił torbę z laptopem wartym 4,5 tys. zł i zaczął uciekać. Za nim pobiegli współoskarżeni. Cała trójka wsiadła do samochodu i odjechała z miejsca zdarzenia. Pokrzywdzony zdołał dostać się do domu i zaalarmować żonę. Wezwano pogotowie i policję. Dyrektor trafił do szpitala z licznymi siniakami i złamaną kością twarzy.
Wszyscy oskarżeni wyrażali dziś chęć osobistego i listownego przeproszenia pobitego dyrektora.
Trzem sprawcom rozboju grozi do 15 lat więzienia. Zleceniodawcy do 8 lat.