Społeczeństwo jest już zmęczone nieustannymi tarciami wokół zagospodarowania terenów dawnego sowieckiego lotniska. To już nie pierwszy raz, gdy przyszłość betonowej płyty wraca na tapetę.
To od zawsze gorący temat w Legnicy. Wiadomo, że w mieście ścierają się dwie opcje zagospodarowania olbrzymiego terenu po byłym sowieckim porcie lotniczym. Radni LiD popierający prezydenta Legnicy forsują koncepcję przeznaczenia całego terenu pod działalność przemysłową.
Prezydent miasta, Tadeusz Krzakowski do znudzenia podaje wiele argumentów przeciw wskrzeszeniu legnickiego lotniska, za którą są niektórzy radni opozycyjni wobec prezydenckiego obozu. Najważniejszym argumentem "przeciw" są potężne koszty, jakie musiałoby wyłożyć miasto na reaktywację lotniska. Bo żadna firma przewozowa nie chce zainwestować w infrastrukturę niezbędną do uruchomienia portu lotniczego. Prezydent Legnicy wielokrotnie pytał, jaki jest sens budowy w Legnicy lotniska, skoro duży port lotniczy z powodzeniem funkcjonuje we Wrocławiu, skoro Legnica ma świetne połączenie drogowe z innym miastami dzięki autostradzie A4. Tadeusz Krzakowski wychodzi więc z założenia, że najlepszym rozwiązaniem nie narażającym miasto na koszty, jest przeznaczenie całego terenu pod działalność przemysłową.
O przyszłości legnickiego lotniska wypowiedziała się nawet specjalistyczna firma, która przygotowała niezależną ekspertyzę, tzw. studium wykonalności zagospodarowania terenu lotniska, z której jasno wynika, że reaktywacja portu lotniczego pochłonie blisko 170 mln zł. Pytanie, kto zainwestuje takie pieniądze, by wskrzesić legnicką przestrzeń powietrzną? Kto za to zapłaci?
Zwolennicy uczynienia z posowieckiego lotniska strefy aktywizacji inwestycyjnej apelują do przeciwników tego pomysłu o zdrowy rozsądek. Radni Lewicy i Demokratów obawiają się jednak, że na poniedziałkowej sesji zwycięży polityka i plan zagospodarowania betonowej płyty pod działalność przemysłową przepadnie z kretesem.