Ekspresowego tempa nabiera proces Emiliana Stańczyszyna (zgodził się na publikację w mediach swojego nazwiska i wizerunku - przyp.red.) i sześciu innych oskarżonych o przyjmowanie korzyści majątkowych.
Tydzień temu przed Sądem Okręgowym odbyła się kolejna rozprawa w tym głośnym procesie, a już dziś oskarżeni ponownie zasiądą na ławie.
Byłemu burmistrzowi Polkowic, prokuratura postawiła aż 15 zarzutów. Połowa z nich dotyczy kwoty około 500 tysięcy złotych łapówek przyjętych od lokalnych przedsiębiorców w zamian za pozytywne dla nich rozstrzygnięcie przetargów. Pozostałe zarzuty mówią o kosztach związanych z budową domku jednorodzinnego dla Stańczyszyna. Wraz z burmistrzem na ławie zasiadło sześć innych osób. Akta w tej sprawie liczą w sumie 62 tomy.
Podczas ostatniej rozprawy z 16 kwietnia, nie obyło się bez słownych utarczek. Jeden z oskarżonych, Franciszek G., oświadczył, że niektóre zeznania zostały wymuszone przez prokuraturę i funkcjonariusza policji, który go przesłuchiwał.
- Dostałem ultimatum od prokuratora i policjanta, że jeśli przyznam się do łapówek, to nie pójdę do aresztu. Nie wytrzymałbym więzienia, mam żonę i pięcioro dzieci. Wolałbym chyba umrzeć, niż pójść siedzieć. Słowo "łapówka" mnie razi - mówił tydzień temu Franciszek G.
Wyjaśnienia złożył jeszcze wtedy Waldemar F., który nie przyznał się do stawianych mu czynów.
Dziś odbyła się już kolejna rozprawa. Szczegóły z dzisiejszego procesu przedstawimy niebawem.