Dzisiaj zbyt często nie chcemy pamiętać, że to bezczynność Anglii i Francji we wrześniu 1939 roku pozwoliła na późniejsze, przerażające piekło, jakie stworzyła wielu narodom naiwnie „obłaskawiana” III Rzesza…
Podczas Kampanii Wrześniowej żołnierze polscy bronili naszej Ojczyzny wyposażeni w taki sprzęt bojowy, na jaki stać było państwo, odrodzone po latach zaborów - w tym świetną broń strzelecką i stosowaną do niej rodzimą amunicję. Do dzisiaj w miejscach bitew znajdywane są nadal pochodzące z tamtego okresu łuski i pełne naboje, stosowane między innymi do karabinu Mauser K 98.
Amunicji tej używano nie tylko w Wojsku Polskim, także w Korpusie Obrony Pogranicza, Straży Granicznej czy też Policji Państwowej. Nabojami 7,92 mm x 57 Mauser „ładowano” karabiny i karabinki tego systemu, także specjalnie zmodyfikowane „mosiny”, ponadto maszynowe Hotchkissy”, „Vickersy”, świetny CKM wz. 30 i inne, przerobione do wykorzystania tej amunicji. Była ona też używana w wielu rodzajach długiej broni strzeleckiej przez wszystkie niemal armie – i to nie tylko europejskie.
W okresie międzywojennym owe naboje już od wczesnych lat niepodległości produkowano na terenie Polski. Między innymi wytwarzała je Spółka Akcyjna Fabryk Metalowych „Norblin, Bracia Buch i T.Werner”, także utworzona w 1919 w Warszawie i Rembertowie polsko-francuska spółka „Zakłady Amunicyjne Pocisk”, ponadto uruchomiona w 1921 roku w Warszawie Wojskowa Wytwórnia Amunicji Karabinowej - czy wreszcie Państwowe Wytwórnie Uzbrojenia - Fabryka Nr 1 Amunicji w Skarżysku tudzież Wytwórnia Amunicji Nr 1 Fort Bema w Warszawie.
Dzięki wprowadzeniu w 1925 roku jednolitego oznakowywania naszej amunicji, polegającego na wybijaniu odpowiednich symboli w czterech sektorach, oddzielonych pionowymi kreskami na denku łuski, dzisiaj można z łatwością ustalić jej krajowego producenta.
Patrząc od strony spłonki w pionie na górze umieszczano miniaturową sylwetkę orła lub dużą literę „N” bądź „PK”, w dolnej części znajdował się kod huty, dostarczającej mosiądz, po prawej stronie wybijano ostatnie dwie cyfry roku produkcji zaś naprzeciw niego oznaczenie stopu metali, z jakich wykonano gilzę.
Znaleziona w miejscu zaciętych walk w okolicy Gościszowa łuska pochodziła niewątpliwie ze zdobytych przez Niemców w 1939 roku zasobów Wojska Polskiego - i najprawdopodobniej była częścią naboju, użytego tu w marcu przez ukrytych w pojedynczych wnękach miejscowych volksturmistów.
O ich beznadziejnej próbie powstrzymania 3 i 4 marca nadciągających Sowietów opowiedziała kilkadziesiąt lat temu mieszkanka byłego Giessmannsdorfu, której kilku kolegów szkolnych zostało wyposażonych w karabiny „Mauser K 98”, garść amunicji – po czym tak „przygotowanych” wysłano do naprędce wykopanych okopów nad drogą, wbiegającą od strony Ocic do Gościszowa.
Nieliczni z nich przeżyli tamten czas, chociaż pod wsią pojawiły się też regularne pododdziały „osławionej” Führer Begleit Division, dowodzonej przez generała Otto Remera i innej formacji, Führer Grenadier Division.
Niemiecki opór łamały bowiem sowieckie czołgi T – 34 -85, jednym z nich dowodził młodszy lejtnant Zaboriew, który w czasie walk opodal przebiegającej tam linii kolejowej zniszczył - według sowieckich meldunków - dwa niemieckie Panzer V oraz dwa transportery opancerzone. Sam poległ, a za swój wyczyn otrzymał pośmiertnie tytuł Bohatera ZSSR.
Dziwne wszak były „losy” polskiego naboju, który ostatecznie posłużył obronie konającej III Rzeszy…