Szef LPGK, choć nie potwierdził faktu skakania, wyciągnął konsekwencje wobec winnych, a prokuratura zapowiada wszczęcie postępowania wyjaśniającego.
Po głośnej sprawie sprzed kilku miesięcy urządzenia w Izbie Pamięci sklepu ze sprzedażą pogrzebowych akcesoriów, jesteśmy świadkami kolejnego skandalu na legnickim cmentarzu komunalnym w Legnicy. Tym razem w roli głównej wystąpili grabarze, którzy zajęli się przeniesieniem mogiły zmarłego w ubr. mężczyzny.
- To było rano, gdzieś około godziny 7.40. Akurat z okna mojego biura doskonale widać część cmentarza. Tego dnia widziałem co się stało. Podjechały dwa meleksy. Na jednym była trumna, na drugim znajdowała się drewniana obudowa grobu. Widziałem pięciu grabarzy w ubraniach roboczych i jeszcze koparkę. Operator koparki dwa razy machnął, by wybrać ziemię. Potem do pracy przystąpili grabarze. Zastanowiło mnie, dlaczego nie spuszczają trumny za pomocą specjalnych pasów - relacjonuje Józef Ejsmont, zastępca naczelnika Zakładu Energetycznego PKP, oddział w Legnicy, który widział całe zdarzenie.
Okazało się, że operator koparki zbyt płytko wykopał dół i wpuszczona trumna wystawała.
- Trumna zwyczajnie się nie zmieściła do wykopanego grobu. Jeden z grabarzy próbował więc pomóc sobie szpadlem. Zaczął łupać łopatą w wieko, by na siłę trumnę docisnąć do ziemi. Drugi z nich przeszedł po całej trumnie lekko zginając nogi. To był dla mnie szok, jak można tak chować zmarłego - opisuje dalej naczelnik Ejsmont.
Świadkami całego zdarzenia byli również inni pracownicy Zakładu Energetycznego PKP, którego budynek znajduje się tuż obok cmentarnego muru. Teresa Matusik przekonuje, że jeden z grabarzy zwyczajnie skakał po trumnie, by na siłę wepchnąć ją do wnętrza grobu.
- Widziałam to na własne oczy. I nie dowierzałam - mówi pani Teresa.
Prezes Legnickiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej, który zarządza cmentarzem komunalnym przeprowadził w tej sprawie wewnętrzne, drobiazgowe śledztwo. Zapewnia, że o skakaniu po trumnie nie było mowy. Grabarze złożyli pisemne oświadczenia wyjaśniające swoje zachowanie, w których przyznali, że podczas grzebania zwłok palili papierosy i głośno się zachowywali. A przyczyną tego, że trumna utknęła, nie był zbyt płytki dół, ale wystający z ziemi kamień. Szef LPGK wyciągnął wobec winnych konsekwencje służbowe.
- Jeden z pracowników został ukarany naganą. Dwaj pozostali upomnieniem. Rzeczywiście podczas pochówku doszło do pewnych uchybień, ale nie były one tak drastyczne, jak opisują to inne osoby - wyjaśniał nam prezes Legnickiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej, Józef Wasinkiewicz.
Usługę przenosin grobu w inne miejsce zleciła komunalnej spółce siostra zmarłego. W LPGK złożyła oświadczenie, w którym nie zgłosiła żadnych zastrzeżeń co do pochówku. Tyle tylko, że kobieta nie była świadkiem „ceremonii pogrzebowej”. Sprawą niegodnego pochówku prawdopodobnie zajmie się legnicka prokuratura, która w tym tygodniu ma podjąć decyzję o ewentualnym wszczęciu postępowania wyjaśniającego.