Pani Agnieszka mieszka w Dobrzejowie. Codziennie, prawie od 3 miesięcy, w drodze do Miłkowic mija, siedzącego przy drodze, bezpańskiego psa. Losem czworonoga chciała zainteresować władze gminy. Po dwóch miesiącach oczekiwania udało jej się porozmawiać z osobą kompetentną. - Powiedziano mi jednak, że gmina nie może nic poradzić, bowiem legnickie schronisko nie przyjmuje zwierząt, więc obecnie są w trakcie poszukiwania domu dla wskazanego przeze mnie psa – mówi kobieta.
- Złapanie tego psa jest na tyle trudne, że wzywani na miejsce policjanci nie potrafili tego wcześniej dokonać – mówi Urszula Grabarek, inspektor ds. infrastruktury komunalnej gminy Miłkowice.
Próby niesienia pomocy kundelkowi przez panią Agnieszkę nie skończyły się jednak na zapytaniu wysłanym do urzędu gminy. Mieszkanka Dobrzejowa zgłosiła się również do Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. - Tam poinformowali mnie, że wystąpią w tej sprawie do władz gminy, ale nic z tego nie wynikło. Podobny efekt przyniósł telefon do legnickiego schroniska – wspomina pani Agnieszka, którą poinformowano, że dla psa nie znajdzie się miejsce, ponieważ jest on problemem podlegnickiej gminy. - Nawet jeśli zapłacę za jego przyjęcie, co sugerowałam, nie będą w stanie dać mu schronienia – dodaje kobieta.
Pracownicy urzędu gminy Miłkowice mają związane ręce. - Kiedy otrzymujemy takie zgłoszenie, dzwonimy do schroniska z zapytaniem o pomoc, ale otrzymujemy informację, że nie ma wolnych miejsc. Do końca roku mieliśmy z Legnicą podpisaną umowę, w myśl której zwierzęta schwytane na terenie naszej gminy mogły trafić do tamtejszego schroniska. Miasto żądało wtedy opłaty oraz uiszczania określonych kwot za każdą dobę przebywania czworonoga w murach placówki – tłumaczy Urszula Grabarek.
- Owszem, taka sytuacja może mieć miejsce, ale tylko jeśli w schronisku przebywa mniej, niż sto psów. Wtedy też rozważa się podpisanie umów z gminą. W innych okolicznościach, problem podmiejskich gmin w ogóle nas nie dotyczy. Nie mamy obowiązku rozwiązywania ich problemów – tłumaczy Ludmiła Kubicka – Sopel, dyrektor wydziału Infrastruktury Komunalnej w Urzędzie Miasta Legnica. - Utrzymanie schroniska to koszt rzędu 280 tysięcy złotych w skali roku. Właśnie dlatego przyjmowanie bezpańskich psów to zadanie prowadzone w granicach administracyjnych miasta – dodaje pracownik legnickiego magistratu.
W Miłkowicach jednak próbują sobie poradzić z trudną sytuacją. - Obecnie staramy się ten problem rozwiązywać na własną rękę. W miniony wtorek otrzymaliśmy specjalistyczny chwytak, a pies do czasu znalezienia nowego właściciela trafił pod naszą opiekę. Takie same metody stosuje zresztą każda inna gmina w kraju – tłumaczy mówi Urszula Grabarek z Miłkowic.
Kwestia bezpańskich czworonogów to nie tylko problem podlegnickich gmin, ale również miasta. Władze nie planują jednak powiększania placówki. - Nie będziemy powiększać schroniska, utrzymywanie go nie jest naszym obowiązkiem. Od wielu lat miasto tak czyni, aby zmniejszyć zagrożenie ze strony głodnych i chorych psów, a także pomóc im w myśl ustawy o ochronie zwierząt. Nie odmawiamy też przyjęcia żadnego bezpańskiego psa z naszego terenu. Wystarczy wezwać Straż Miejską, która zajmie się przewiezieniem czworonoga do placówki – zapewnia Ludmiła Kubicka – Sopel.