- Cieszę się, że udało mi się strzelić upragnioną bramkę po niemal rocznej przerwie z powodu kontuzji. Przyznam, że o takim powrocie do gry marzyłem już przed meczem w Sosnowcu, ale tam zjadła nas presja. Dziś udowodniliśmy, że potrafimy grać w piłkę i mimo osłabienia dowieźliśmy korzystny wynik do końca – mówił po meczu z Nielbą 22-letni Orłowski. Wychowanek Nysy Zgorzelec odniósł się również do spornej sytuacji, w której arbiter wyrzucił z boiska Adama Kłaka. - Decyzja sędziego z pewnością była kontrowersyjna. Wydaje mi się, że pospieszył się z tak drastyczną decyzją, bo to był pierwszy faul Adama w tym spotkaniu – dodał napastnik występujący w koszulce z numerem 16.
Tuż przed startem rozgrywek Marcin Orłowski zaliczany był do czwórki zawodników, która powalczy o miejsce w pierwszej jedenastce. Jego wczorajszy występ przeciwko Nielbie Wągrowiec z pewnością przybliżył go do regularnych występów od pierwszej minuty. - Bardzo mnie cieszy, że trener nam zaufał i nie ściągał zawodnika równorzędnego. Powtarzał tylko, że skuteczność przyjdzie kiedy tylko na dłużej złapiemy kontakt z boiskiem – tłumaczył były król strzelców IV ligi. - Zgodzę się z trenerem, że to właśnie napastnicy najmocniej odczuwają rozbrat z murawą. Spośród wszystkich zawodników na boisku potrzebujemy najwięcej kontaktu z piłką i sytuacji strzeleckich.