Butelki dostarczono 22 lutego. To nie pierwszy alkohol. Rok temu także przyniesiono butelkę wódki. Wtedy była to lubelska „1906”. Też z Prokuratury Rejonowej w Legnicy. Patrzymy w rejestr i wszystko staje się jasne. Razem z „1906” śledczy przynieśli też bombonierkę z czekoladkami mlecznymi i pełną paczkę kawy. Pewnie znaleźli pod biurkiem „dowód wdzięczności” i nie chcieli iść w ślady sławnego lekarza. W końcu kto wie, czy za drzwiami nie czają się funkcjonariusze CBA nasłuchując dźwięku odkręcanej nakrętki. Przeglądamy rejestr z ostatnich dziesięciu lat. Tylko prokuratorzy przynieśli alkohol. „A jak sobie radzą z wdzięcznością ludzi lekarze i urzędnicy” - przemyka mi w głowie. Pewnie nie wiedzą, że taki „podarunek” można oddać do biura rzeczy znalezionych.
Ruchome krzesła
- I co z tą wódką będzie? - pytam. Dwa lata wytrzyma, a co dalej? Pewnie przepadek na rzecz Skarbu Państwa – odpowiada urzędnik
Wracam do przeglądania rejestru. Pochylam się nad biurkiem i nagle czuję lekkie tąpnięcie z lewej strony. Jakby noga krzesła wpadła w jakąś dziurę w podłodze. Jeszcze raz się nachylam i to samo, niemiłe uczucie. Dopiero teraz rozglądam się po biurze. Wygląda jak składowisko. Każde biurko innej wysokości, stolik do wykładania rzeczy odrapany i z dziurami po odpadającym lakierze. Ale najgorsze są krzesła. Każde inne. Te z rogu pokoju przypomina mi babciną kuchnię. Właśnie na takim mnie sadzała, gdy piekła ciasto. Drewniane, z półokrągłym oparciem i przybitymi do niego cienkimi listwami.
A krzeseł nikt nie znalazł? - pytam ironicznie kierownika biura Piotra Pawlaczka.
Po chwili żałuję, że nie ugryzłem się w język widząc zażenowanie urzędnika.
- Nie, ale wkrótce mają nas przenieść do innego pomieszczenia, gdzie będzie więcej miejsca na magazyn – odpowiada.
Krzesło znowu tąpnęło. Już nie reaguję. Przyzwyczaiłem się.
Kiedyś futra, teraz dresy
Przeglądam rejestr. 2001 rok. Na dworcu znaleziono torbę podróżną. W środku ukraiński bilet kolejowy, kwit podatku, rosyjski portfel, kilka futer długich i dwa krótkie. Nikt się nie zgłosił. Rok 2002. Policjanci przynieśli worek z bluzami i płaszczami dziecięcymi. I reklamówka z 86 zdjęciami. Odebrana przez kobietę. Rok 2003 – okulary, etui, karta Visa, odcinek ZUS-u. Odebrane. Atrapa pistoletu. Czarny, z ozdobnym szlaczkiem i odłamanym kurkiem. Tandetny. Nawet cyngiel zamontowany na stałe. Przynieśli go policjanci.
- Przechowujemy wszystko co może mieć jakąś wartość – tłumaczy Pawlaczek. - Jak się nikt się nie zgłasza to przepada na rzecz Skarbu Państwa. Z tymi futrami z 2001 roku tak wkrótce zrobimy.
Rok 2005 – telefon komórkowy, klucze na tasiemce, komplet kołpaków, drabina aluminiowa, składana. Rok 2006 – dwa portfele z pieniędzmi. Przyniósł legniczanin. Rok 2007 – kamera video, wciąż działa. Nikt nie odebrał. Rok 2008 – policjanci przynieśli worek z bluzami dresowymi, kurtką dresową, koszulkami . Rok 2009 – dzielnicowy przyprowadza siedem rowerów górskich. Wciąż czekają na właścicieli. Rok 2010 – czarna teczka z dokumentami. Odebrana.
Dziecka nie zgubili
Największą kolekcją są rowery. Kilkanaście sztuk zaparkowano w garażach urzędu przy pl. Słowiańskim i na ul. Szkolnej. Są też trzy wózki dziecięce. Najstarszy z 2004 roku, ostatni z czerwca 2010. Przyprowadzili policjanci. Wszystkie zostawiono pod sklepem. Żadnego nie odebrano.
W samym ratuszu tylko raz znaleziono zgubę. Legniczanin zobaczył na schodach plik pieniędzy i przyniósł do biura.
Tylko kwoty proszę nie podawać – prosi Pawlaczek. - Mogę numery banknotów podać, bo ich nikt nie pamięta – dodaje z lekkim uśmiechem.
W prokuraturze roztrzęsiony legniczanin zostawił reklamówkę z butami sportowymi. Na komisariacie policji ktoś zgubił żółty młoteczek do zbijania szyb. Po co wchodził z młotkiem na komisariat? Policjanci nie ustalali. Wzięli zgubę i przynieśli do urzędu.
Nie mógł, więc mamę posłał
Najczęściej zguby przynoszą policjanci. Kto znajdzie i zostawi na komendzie, dzielnicowy znajdzie. Ludzie rzadko przynoszą. W 2003 roku grupa uczennic z II Liceum Ogólnokształcącego przyniosła pęk kluczy. Znalazły je na miejskim stadionie. W tym samym roku inny uczeń przyniósł zgubione klucze. Potem już młodzi nic nie przynosili. Pewien pan, który nie chciał się przedstawić, zostawił w biurze rower składak, radny Jacek Baczyński pojawił się ze znalezionymi pieniędzmi, inny mieszkaniec znalazł dyktafon. W rejestrze trzy razy pojawia się jedno nazwisko znalazcy.
- To legnicki taksówkarz – wyjaśnia Piotr Pawlaczek. - Bardzo uczciwy. Jak raz nie mógł przyjść, bo zachorował to przyszła jego matka. Nie pamiętam już co przyniosła, chyba czyjąś parasolkę.
Taksówkarz przyniósł parasolkę, telefon komórkowy, innym razem saszetkę. Uczciwy i skromny.
- Musicie o mnie pisać? - pyta. - Przecież to normalne. Kończę kurs, widzę coś na tylnym siedzeniu to odnoszę do biura. Trzeba być lojalnym wobec klientów.
Biuro rzeczy znalezionych mieści się na pierwszym piętrze legnickiego urzędu miasta, w pokoju 114. Swoje biuro chcą też otworzyć kolejarze na dworcu. Dopytują o procedury i zasady funkcjonowania. Będą się wzorować na magazynie z ratusza. Krzesła kupią nowe.