- Mamy teraz takie czasy, że nie możemy sobie pozwalać na prezenty – uważa Jadwiga Zienkiewicz, zastępczyni prezydenta Legnicy. - A gmina ma obowiązek pobierania opłat. Tym bardziej, że do tej pory Towarzystwo miał z jarmarku korzyści, a miasto jedynie koszty jak sprzątanie po handlujących czy stawianie toalet toy-toy.
„Pro Legnica” twierdzi, że Jarmark Staroci to impreza kulturalna, promująca miasto. Na comiesięczny handel tzw. antykami zjeżdżają do miasta kupcy z całej zachodniej Polski. Impreza się rozrasta i handlujący zajmują już cały rynek. Miasto stwierdziło, że powinni płacić opłatę targową. Tak jak pobierają władze Jeleniej Góry, Kłodzka, Zielonej Góry, Świdnicy czy Oleśnicy. Nie płacą zaś w Wałbrzychu. Rozmowy z „Pro Legnicą” trwały od marca. Na jednym z trzech spotkań prezes TML zaproponowała podział zysków między stowarzyszenie a miasto na 90 proc. do 10 proc. Dziś, na sesji rady miejskiej Jadwiga Zienkiewicz tłumaczyła, dlaczego miasto nie może się zgodzić na taki podział.
- Traktujemy „Pro Legnicę” jak każdego innego inkasenta i nie możemy robić wyjątków – tłumaczy. - Wszyscy nasi inkasenci dostają 60 procent zysków z opłat. To i tak więcej niż na przykład w Jeleniej Górze, gdzie organizator jarmarku dostaje 40 procent.
Zienkiewicz spodziewa się, że rocznie z Jarmarku Staroci będzie około 160 tys. zł z samych opłat. Antonina Trawnik twierdzi, że handel przyniesie tylko 10 tys. zł zysku.
- To nieprawda – ripostuje Zienkiewicz. - Z naszych analiz wynika, że handlujący zajmują około 9 tysięcy metrów kwadratowych rynku.
Za handel podczas Jarmarku Staroci kupcy będą płacić ok. 3 zł za cały dzień, w zależności od tego, czy sprzedają z samochodu, stoiska, czy z koszy. Za uchwałą, w której 'Pro Legnica” staje się inkasentem, a jarmark targowiskiem głosowało 17 radnych. Czterech było przeciwnych, a trzech wstrzymało się od głosowania.