Celnicy przyznają, że to wszystko mogło być wyrzucone na naszym terenie. Wyrzucone, bo przechwycony przez funkcjonariuszy ładunek nie nadaje się do przerobu i powtórnego stosowania.
Kierowca wielotonowego Mana bez żadnych problemów przekroczył granicę polsko - niemiecką. Ale tuż za Zgorzelcem został zatrzymany przez strażników celnych. To, co zobaczyli funkcjonariusze przeszło ich najśmielsze oczekiwania.
Fot. arch. Izba Celna we Wrocławiu
- Kierowca wwoził do Polski dwie tony niebezpiecznych odpadów. Były to pocięte elementy konstrukcji pieców piekarniczych, zwinięte blachy, zwoje kabli elektrycznych. Celnicy zabezpieczyli również ponad 60 worków z wełną mineralną i watą szklaną - relacjonuje nam Aleksandra Pokora, rzecznik prasowy Izby Celnej we Wrocławiu.
Kierowca zeznał, że cały transport pochodzi z jednej z niemieckich firm i miał go "zrzucić" gdzieś na Dolnym Śląsku. Mogło się zdarzyć, że cały odpad trafiłby do lasu lub na dzikie wysypisko.
Fot. arch. Izba Celna we Wrocławiu
- Kierowca nie miał żadnego pozwolenia Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska na wwiezienie tak niebezpiecznych materiałów. Nie posiadał również licencji wymaganej ustawą o transporcie drogowym - dodaje pani rzecznik.
Sprawa trafiła do prokuratury, natomiast Urząd Celny w Legnicy prowadzi postępowanie mandatowe. Niestety takie transporty zdarzają się bardzo często. Celnicy przechwycili już np. ładunek 26 ton używanej odzieży i całą cysternę oleju spożywczego.
Fot. arch. Izba Celna we Wrocławiu
Fot. arch. Izba Celna we Wrocławiu
Fot. arch. Izba Celna we Wrocławiu
Fot. arch. Izba Celna we Wrocławiu